Część 5.
Możliwe, że gdyby wiedział, jaki
czeka go kac, tego dnia nie podnosiłby powiek. Przez niezasłonięte okna do jego
sypialni wpadały ostre południowe promienie słońca, przez które jęknął jedynie
z bólu, gdy przedarły się między powiekami do oczu. Katusze. Po tym, jak
obrócił się plecami do okna, przez chwilę leżał bezczynnie, pozwalając by
wspomnienia z poprzedniego wieczoru do niego wróciły. Był „w pracy”. Javier go
podpuścił, a potem odurzył papierosem z trawką i alkoholem. I jeszcze pocałunek
tego bruneta i wściekłość w oczach szefa. Nathan myślał o tym wszystkim przez
dłuższy czas, jak o dziwnym śnie, ale potem pozwolił by dotarło do niego, że to
stało się naprawdę. W innym wypadku, dlaczego pamiętałby swój sen zamiast
poprzedniego wieczoru…? Z cichym jękiem podniósł się z łóżka, żeby doczłapać
się do swojej małej łazienki i wziąć prysznic. Miał priorytet na najbliższy
czas – nie myśleć o tym, co się wydarzyło. Bał się, że teraz, gdy dłonie drżą
mu na samo wspomnienie dojdzie do nieodpowiednich wniosków. Wyłączył telefon,
zamknął porządnie drzwi i przez kolejne dwa dni właściwie nie ruszał się z
mieszkania, po prostu wyparował, tym razem nawet dla Javiera, który
najwidoczniej postanowił dać mu trochę czasu na uporanie się ze sobą po tym,
czego doświadczył.
Blondyn nie wiedział jednak, że jego
szef dostawał szewskiej pasji za każdym razem, gdy wybierał numer jego telefonu
i zostawał poinformowany, że abonent jest chwilowo nieodstępny. Tego, dlaczego
nie poszedł, żeby wyciągnąć chłopaka z jego mieszkania choćby i siłą, sam nawet
nie wiedział. Nie zmieniało to jednak faktu, że przez cały ten czas jego
pozostali pracownicy nie mieli z nim łatwego życia. Musiał się jakoś uspokoić
i cierpliwie czekać, aż chłopak sam do
niego przyjdzie. Nic więc dziwnego, że jego ulubione papierosy z dodatkiem
znikały w rekordowo szybkim tempie.
Tymczasem Nathan dość szybko
odepchnął od siebie zadręczanie się ludźmi, którzy pracowali u rudowłosego
własnym ciałem. Można powiedzieć, że zwyciężyła w nim egoistyczna natura
człowieka, który martwi się przede wszystkim sobą, więc przejmował się przede
wszystkim tym, że pod wpływem używek całował się z innym chłopakiem i cholernie
go to kręciło, szczególnie, że wciąż czuł na sobie jego dotyk i palący wzrok
Javiera. Teraz po fakcie doskonale rozumiał, że mężczyzna spodziewał się
najwyraźniej innego przebiegu wydarzeń, ale się przeliczył. Blondyn właściwie
bał się choćby głośno pomyśleć, dlaczego tak bardzo wtedy zdenerwował się na
Willa. Wcześniej wydawało mu się, że rudowłosy lubił tego chłopaka. On sam też
go polubił, ale na wspomnienie tamtego wieczoru naprawdę robiło mu się gorąco.
Najgorsze było jednak to, że nie potrafił wyprzeć się wszystkiego, czemu
pozwolił do siebie dotrzeć. Oczywiście, miał pewne obiekcje, ale nie potrafił
ukryć podekscytowania tamtym światem, którego przedstawicielami byli zarówno
Javier, jak i młody brunet.
Kiedy wreszcie z pewnym wahaniem
zdecydował się uruchomić swój telefon, od razu pojawiły się na nim informacje o
kilkunastu niedoszłych połączeniach. W większości był to numer Javiera, nie
zdziwił się więc, że po kilku chwilach dostał wiadomość, że ma pojawić się
natychmiast w jego gabinecie. Przeklęte sieci komórkowe, które wszystkich o
wszystkim muszą informować! – pomyślał, krzywiąc się nieco. Nieprędko zdecydował
się na żądaną przez sąsiada wizytę. Obawiał się, że po tym, co się stało okaże
się, że szef zmieni do niego nastawienie, że będzie chciał wykorzystać to, iż
na tamtej imprezie nie bronił się przed pocałunkiem bruneta, a on nie będzie
miał pojęcia, jak mu to wyjaśnić. Szczególnie, że sam nie uwierzyłby sobie,
gdyby zwalił całą winę na używki. Przełknął nerwowo ślinę, wchodząc do
mieszkania rudowłosego. Wydawało się być puste, bo było w nim cicho, co w tym
miejscu naprawdę rzadko się zdarzało. Nikt się tam nie kręcił, a gabinet
mężczyzny był otwarty i… również pusty. Blondyn wszedł do środka i usiadł na
fotelu naprzeciwko biurka z zamiarem zaczekania na szefa, który zapewne kręcił
się gdzieś w innej części mieszkania. Serce biło mu nieco za szybko z nerwów,
więc zaczął głęboko oddychać, starając się uspokoić, ale nic nie działało. Świetnie – pomyślał. – Wróci, zastanie mnie zestresowanego i jak
zwykle to wykorzysta. Chłopak zdążył się już nauczyć, że temu człowiekowi
bardzo rzadko zdarza się nie wykorzystać nadarzającej się okazji, jaką
niewątpliwie był tamten wieczór. Sam nie wiedział, w której chwili aż tak
zapędził się w myśli, że zapytał się, czy to naprawdę możliwe, żeby Javier był
zazdrosny. Zaraz potem niemal podskoczył, gdy za jego plecami zatrzasnęły się
drzwi.
- Nie wiedziałem, że w twoim
słowniku „natychmiast” znaczy „jakoś po godzinie czasu” – rzucił ironicznie,
przyglądając się chłopakowi zmrużonymi oczyma. Ten jednak odchrząknął cicho i
wzruszył jedynie ramionami.
- Chciałeś czegoś?
- Może trochę grzeczniej?
- Od kiedy tak się czepiasz, co? –
zapytał wreszcie, czując, że tym razem udawana pewność siebie mu nie pomoże.
- Od zawsze, jeśli o to chodzi –
stwierdził mężczyzna, siadając za biurkiem. Otworzył szufladę i wrzucił do niej
metalowe pudełko, w którym zapewne trzymał swoje używki.
Rudowłosy nie zamierzał dopytywać
się o powód jego nieobecności. Udał przed młodym, że całkowicie go to nie
obeszło i oznajmił mu, że za dwa dni ma pojawić się na kolejnej zabawie i tym
razem musi wszystko sam przygotować, bo jego nie będzie. Nathan zdziwił się
szczerze, ale zaraz potem zrobiło mu się słabo, gdy dostał listę zadań do
wypełnienia. Nie miał pojęcia, jak ma to wszystko załatwić w dwa dni, nawet z
notesem pełnym znajomości. Szef zresztą nie zamierzał mu niczego tłumaczyć,
wyglądał na obrażonego, nie odpowiadał na pytania. Kiedy blondyn zapytał, czy
będzie podczas tej zabawy, rzucił mu tylko krótkie „zobaczymy” i wyszedł z
gabinetu, przedtem zostawiając jedynie na blacie biurka zapasowe klucze.
Tymczasem, gdy młody wychodził z
mieszkania z telefonem przy uchu, mężczyzna był w drodze na lotnisko. Gdyby to
od niego zależało z chęcią by został, jednak sprawa, którą miał do załatwienia
wymagała jego osobistej obecności. Zapowiadały się kłopoty z konkurencją,
których wcześniej się nie spodziewał. Zdając sobie sprawę, że może to być
niebezpieczne, nie miał wątpliwości co do tego, że Nathan powinien wiedzieć jak
najmniej i najlepiej być zajęty czymś innym. Z daleka od tego bajzlu. I tak
miał nadzieję, że zdąży wrócić, nim niedoświadczony blondyn dopuści do
katastrofy i stracą przez niego klienta.
- Masz go pilnować jak oka w głowie
– oznajmił ostro jednemu ze swoich ludzi, gdy szedł już na odprawę celną. Jego
nieprzyjaciele mogli załatwiać porachunki z nim i każdym z jego pracowników,
tylko nie z tym chłopakiem. Wydawało mu się, że własnoręcznie zadusiłby
każdego, kto wyrządziłby mu jakąkolwiek krzywdę.
Nathan odnosił wrażenie, że to
robienie przygotowań na przyjęcie kolejnych klientów dostał za karę, a
rudowłosy za coś się na nim mści. Za ten wieczór, że zrobił coś nie tak? A może
za to, że na dwa dni całkowicie odciął się od świata? Tego nie był w stanie
ustalić, ale problemy miał ze wszystkim po kolei: począwszy od głupiego
cateringu, po ustalenie potrzebnego personelu dla gości. Nie mógł dogadać się z
człowiekiem, który zwykle przysyłał do Javiera swoich ludzi ani przez telefon, ani
osobiście. Wychodząc więc z jego gabinetu załamał ręce, bo dodzwonić się do
swojego sąsiada też nie było sposobu. Klął akurat siarczyście, chociaż pod
nosem, gdy ktoś postukał go w ramię. Już zamierzał powiedzieć coś na temat
zaczepiania ludzi na ulicy, gdy w chłopaku ubranym w ciemne dżinsy i zwykłą
koszulę rozpoznał bruneta, z którym miał okazję całować się kilka dni temu.
- W-will? – wydukał, patrząc na
niego szeroko otwartymi oczyma. – Co ty tu robisz?
- Hm… chyba idę do pracy – odparł
chłopak, śmiejąc się pod nosem. – Skoro już tu jesteś, nie wiesz, co z
Javierem? Miał się odezwać i… od tamtej imprezy… Chyba się na mnie wkurzył.
- Wkurzył? – powtórzył po nim z
głupią miną blondyn. W końcu westchnął jedynie, wsuwając telefon komórkowy do
kieszeni. – Nie wiem. Wyjechał przedwczoraj, mnie kazał załatwiać wszystko na
kolejną imprezę, a ja nie mogę nic sam zrobić, bo wszyscy oczekują
potwierdzenia telefonicznego od Javiera, a on ma wyłączony telefon – stwierdził
z rozżaleniem. – Jak przyjedzie i się dowie, to mnie zabije ot, tak to się
właśnie skończy… - mruczał już bardziej do siebie niż do bruneta, który zaśmiał
się otwarcie. Blondyn zaraz potem posłał mu gniewne spojrzenie, czując, że się
rumieni. Można powiedzieć, że żałował w tamtej chwili, że tamtego wieczoru nie
urwał mu się film.
- Nie denerwuj się, pomogę ci –
odezwał się znowu po chwili chłopak.
- Ty mi pomożesz?
- A kto? Myślisz, że Javier sam to
wszystko załatwia? Dziwiłem się, że jeszcze się nie odezwał, bo zwykle ja to
robię – powiedział, uśmiechając się promiennie.
- To po jaką cholerę kazał mi to
robić?! – Nathan uniósł poirytowany głos.
- Nie krzycz. Nie mówił ci czegoś na
ten temat? – zapytał tylko brunet, puszczając oczko do młodego.
Nie trwało to długo. W ciągu
kolejnej godziny wszystko, co dotąd zostało niezałatwione, teraz dopięte było
na ostatni guzik, a przy okazji Nathan został potwierdzonym współpracownikiem
rudowłosego. Will wyjaśnił mu wszystko, co musi zrobić, jako zastępca szefa,
żeby na koniec samemu pójść się przebrać. Nim przyszli goście, usiadł obok
zestresowanego chłopaka na kanapie w głównym pomieszczeniu, próbując zająć go
rozmową. W tym wszystkim blondyna najbardziej denerwowało, że wciąż wypytywał
go o jakieś drobnostki dotyczące Javiera. Pamiętał doskonale, w jaki sposób
brunet patrzył na niego tamtej nocy i jak się wobec niego zachowywał, i
wydawało mu się, że to rozumie, ale teraz miał ochotę poprosić go, żeby się
zamknął. I w końcu faktycznie nie wytrzymał.
- Znasz go przecież dłużej niż ja.
Po co tyle wypytujesz? – mruknął do niego dość nieprzyjemnie.
- Jestem zwyczajnie ciekawy, jak ty
go postrzegasz. Różnimy się od siebie – stwierdził, nie przestając się
uśmiechać. Młody nie wiedział jedynie, czy to ten wyuczony uśmiech, czy chłopak
zachowywał się szczerze. – Dla mnie to, co robię to w pewnym sensie rozrywka, a
dla ciebie coś chorego i niewyobrażalnego. Twierdzisz, że brzydzisz się czymś
takim, a mimo to jesteś tu. Nie jesteś gejem, a mimo to całowałem cię kilka dni
temu i nie miałeś nic przeciwko.
- Byłem odurzony i…
- Brednie – przerwał mu szybko Will,
śmiejąc się jednocześnie. – Nie raz paliłem i piłem z Javierem. Póki nie urwie
ci się film, na pewno nie zrobiłbyś nic przeciwko sobie. To raczej potęguje
nasze odczucia, gdybyś naprawdę był tak źle nastawiony do gejów, od razu byś
mnie odepchnął i pewnie jeszcze wyzywał – mówił do niego spokojnie. Nathana
zbiło to z tropu i po raz kolejny z rumieńcami odwrócił twarz od tego chłopaka.
W żadnym wypadku nie przyznałby mu się, że podobało mu się tamto wydarzenie, że
ten stan spokoju ducha mu odpowiadał, że tamten dotyk wciąż go ekscytuje.
Milczał więc. Zresztą brunet szybko zrozumiał, że nie usłyszy odpowiedzi.
Zerknął jedynie na zegarek, po czym zniknął gdzieś na chwilę, wracając z paczką
znajomych papierosów. – Masz, zapal. Przyda ci się. Tylko nie pij, póki nie
wrócę, bo odpłyniesz jak ostatnio – stwierdził z rozbawieniem.
Blondyn podziękował jedynie krótkim
kiwnięciem głowy i od razu wziął jednego papierosa między wargi, dławiąc się
jego dymem przy pierwszym zaciągnięciu. W międzyczasie obserwował, jak Will
krząta się po mieszkaniu, włącza muzykę, przyciemnia światło na korytarzu i
dogląda wszystkiego, co miał zrobić on. Był mu wdzięczny i obiecał sobie, że
jak już pogodzi się z tym wszystkim, jakoś mu podziękuje. Nie bez powodu spisał
sobie z notatnika Javiera jego numer telefonu. Niedługo potem wszystko się
zaczęło, ale Nathan był już spokojny i pewny, że wszystko się uda.
Sam rudowłosy był rozczarowany
wynikiem spotkania, na które się stawił. Oczekiwał wyjaśnień i ewentualnie
jakiegoś wsparcia, zamiast tego okazało się, że konkurencja go ubiegła i
stracił dość istotnych wspólników. Sam jego rywal nie zamierzał jednak się
ujawić, po prostu rzucał mu kłody pod nogi i czekał, aż Javier o którąś się
potknie. Może właśnie tak by się stało, gdyby nie nauczył się ostrożności.
Wiedział, jak się zachować i co mówić oraz, co najważniejsze, kiedy zignorować
atak i nie podnosić rękawicy. Nie uśmiechało mu się zamykać interesu ani
zmieniać branży, ale teraz o wiele trudniej będzie mu znaleźć nowych klientów.
Póki jednak nie popełnił żadnego błędu, wszystko miało iść do przodu.
Wracał do domu ponad godzinę po tym,
jak kolejne spotkanie miało się rozpocząć u niego w mieszkaniu. Włączył
telefon, dostając od razu powiadomienia o nieudanych połączeniach, ale olał je,
chcąc dowiedzieć się od swoich ludzi, co działo się pod jego obecność. Był
naprawdę w szoku, gdy jeden z nich powiedział, że było spokojnie i wszystko
odbywa się tak, jak było zaplanowane. Dopiero pod koniec dowiedział się, jakim
cudem. Tym cudem nie był jednak „Nathan”, tylko Will, z którym mężczyzna
zamierzał sobie jeszcze poważnie porozmawiać, żeby wyjaśnić mu kilka spraw. Tym
samym rozłączył się i wcisnął pedał gazu. Wydaje się, że zdążył się stęsknić za
widokiem tej blond czupryny.
Oficjalna część spotkania
biznesowego się skończyła, część ludzi opuściła lokum, a pozostała
porozchodziła się z towarzystwem po pokojach. Tak się złożyło, że akurat Will
miał zostać wolny, na co Nathan się ucieszył, bo choć teraz już głównie się
uśmiechał, to nie chciał siedzieć tam sam ani z ochroniarzem, z którym nie
miałby o czym rozmawiać. Nim jednak młody zdążył się odezwać, rozległ się pisk
w jednym z pokoi, a brunet od razu spojrzał uważnie w tamtym kierunku, jakby
doskonale zdawał sobie sprawę, co tam się dzieje.
- Posiedzisz tu ze mną? – zapytał
mimo to blondyn.
- Muszę iść, tam jest jeden nowy i
mój szef chyba zbyt prędko zgodził się na jego wyjście tutaj – stwierdził
troskliwie. Nathan uznał, że to rozczulające i uśmiechnął się do swojego
kolegi. – Przyślę go tutaj, dobrze? Uspokój go jakoś, zajmę jego miejsce, a
potem…
- Pójdziesz oddać się zamiast niego?
– przerwał mu. Will zamrugał kilkukrotnie, jakby nie zrozumiał pytania. W końcu
jednak pokiwał twierdząco głową. – Nie chcę, żebyś to robił. Lubię cię.
- Och, Nath. To nic takiego,
naprawdę.
- Ale ja nie chcę.
- Niedługo wrócę. Postaraj się, żeby
młody ochłonął, poczęstuj go czymś i nie przejmuj mną – powiedział tylko
spokojnie, po czym zniknął na korytarzu.
Wchodził do swojego mieszkania
wyjątkowo zestresowany, chociaż już na pierwszy rzut oka wszystko rzeczywiście
było w porządku. Wszedł głębiej i niemal od razu zauważył siedzącego na kanapie
Nathana. Obok niego siedział jakiś chłopak, raczej sporo młodszy, palił
papierosa i trząsł się jak galareta. Nowy. Javier nie pierwszy raz widział
takie scenki. Nigdzie nie dostrzegając Willa, stwierdzał, że ten zajmuje się
klientami, ale to akurat dobrze się dla niego składało. Chyba zabiłby go samym
wzrokiem, gdyby dojrzał go gdzieś w pobliżu blondyna, nawet jeśli tylko pomagał
mu wszystko zorganizować. Wszedł do pokoju i zatrzymał się tuż przed
chłopakami.
- W porządku? – zapytał ich obu.
Nathan z uśmiechem i błyszczącymi oczyma kiwnął jedynie twierdząco głową, a
drugi odwrócił od niego twarz. Zażenowanie. Rudowłosy go rozumiał i nie
potępiał. Zerknął jeszcze na paczkę swoich papierosów, w której pojawiły się
spore ubytki. Cóż, i tak na pierwszy rzut oka było widać, że Nathan je palił.
Na samą myśl, jak zachowywał się poprzednim razem po odrobinie trawki i
alkoholu, robiło mu się cieplej, ale wahał się. Miał wrażenie, że gdyby
próbował przekonać go do siebie w ten sposób, po prostu by go wykorzystał,
wystraszył i na pewno nie wyszłoby mu to na zdrowie. Musiał wziąć głębszy
oddech, żeby opanować swoje wyobrażenia. – A gdzie Will? – zapytał blondyna.
- Poszedł za mnie do tego… obleśnego
faceta – zamiast niego odpowiedział mu chłopak z mocno czerwonymi ze wstydu
policzkami.
- Oh, był obleśny? – zapytał z
głupią miną Nath, zupełnie, jakby nic do niego nie docierało. – To niedobrze.
Nie powinien tam z nim być. Ja chyba pójdę i powiem temu…
- Nathan, siedź tu. Nigdzie nie
pójdziesz. Will sobie poradzi – oznajmił mu rudowłosy. – Musisz się nauczyć, że
to jego praca.
- Nie możesz dać mu innej? – zapytał
z oburzeniem. – Nie zasłużył na taką pracę.
- Nieważne – mruknął bardziej do
siebie niż do blondyna, stwierdzając, że skoro jest w takim stanie, nie warto z
nim dyskutować. Zresztą wydawało mu się, że ten chłopak nigdy się z tym nie
pogodzi. Nie zmieniało to jednak faktu, że musiał jeszcze powiedzieć kilka
rzeczy swojemu drugiemu młodemu pracownikowi. Nie podobało mu się, że Nathan o
nim mówi i najwyraźniej się o niego martwi. A nie chciał przecież nikogo
zwalniać.
Zdawał sobie sprawę, że musi zrobić
coś więcej, żeby zdobyć blondynka tylko dla siebie, ale jak dotąd na tym się
kończyło. Wodził za nim wzrokiem i mógł jedynie bezradnie dotykać go w
wyobraźni. Nathan był zbyt ostrożny i lubił przebywać w towarzystwie, więc
mężczyzna wymyślił sobie, że koniecznie potrzebuje wakacji. Chłopak raczej nie
miał nic do powiedzenia. Znajomych poinformował, że wybiera się do dodatkowej
pracy sezonowej, spakował się i kolejnego dnia, marudząc tyle, ile tylko dał
radę, wyruszył z rudowłosym na lotnisko, po stokroć pytając go, po co on jest mu
tam potrzebny? Odpowiedzi nie uzyskał, a Javier wreszcie zabronił mu o to
pytać. Blondyn nie czuł się pewnie u jego boku, sam na sam. Spędzając czas w
swoim mieszkaniu i myśląc o wszystkim, co wokół niego się dzieje, dochodził do
wniosku, że wcale nie chce wiedzieć o sobie pewnych rzeczy, które jego szef
bardzo chętnie by mu udowodnił. Od jego poprzedniego wyjazdu stał się zresztą
bardzo zaborczy i uniemożliwiał mu funkcjonowanie wśród normalnych znajomych.
No i od tamtego czasu ani razu nie miał okazji zobaczyć się z brunetem. Trochę
go to martwiło, ale Javier nie chciał rozmawiać o Willu. Nagle jego na pozór
prosta i bezproblemowa praca coraz bardziej zaczynała go przerastać.
- A kto będzie się wszystkim
zajmował, gdy nas nie będzie? – zapytał wreszcie, uznając to za bezpiecznie
pytanie.
- Czy ty naprawdę nie znasz innych
znaków interpunkcyjnych niż pytajnik? – rzucił ironicznie rudowłosy. – Will –
odparł krótko zaraz potem. – Nie martw się, to tylko kilka dni i przy okazji
mam tu załatwić sprawę z nowym klientem.
- Wciąż uważam, że dałbyś sobie radę
beze mnie.
- A nie pomyślałeś, że może chciałem
wybrać się tam akurat z tobą? – odpowiedział mu pytaniem, ze spokojem patrząc
na jego szeroko otwarte z zaskoczenia oczy. Nathan po chwili odwrócił głowę do
okna. Za chwilę mieli lądować. Było mu gorąco. Chciał uciec.
Zatrzymali się w dużym hotelu w
pobliżu plaży. Apartament, ku uldze chłopaka, miał dwie sypialnie, a oprócz
tego obszerny, elegancko urządzony salon i taras, z którego miał ochotę nie
ruszać się do końca życia. Widok był cudny, a chłodny kamień pod stopami w
połączeniu z wiatrakami przynosił ulgę rozgrzanemu ciału. Było gorąco jak
diabli.
- Podoba ci się tu? – do uszu
chłopaka dotarł męski, przyjemny głos.
- Jest całkiem przyjemnie. Może
jednak nie będę tyle marudził. W końcu to jakby wakacje – stwierdził,
przymykając powieki, gdy zawiał lekki wiatr, przeczesując jego włosy. – Co
będziemy tu robić?
- Obijać się – odparł krótko Javier.
Zaraz potem chłopak poczuł męski tors przylegając do jego pleców i zadrżał.
Obaj byli tylko w krótkich spodenkach. Właściwie tego się obawiał. Może, gdyby
wiedział, że rudowłosy wyjątkowo pragnął zdobyć go bez pomocy używek, patrzyłby
na niego trochę inaczej. Javier nie chciał o niczym mówić mu przedwcześnie, w
ogóle były sprawy, o których z nikim nie rozmawiał, ale mimo wszystko sam
pozwolił sobie zrozumieć. Zależało mu na tym chłopaku i wcale nie chciał być
dla niego tylko szefem. Mimo upału, jaki
tam panował, dotyk jego gorącego ciała przynosił ulgę o wiele większą niż
chłodny wiatr.
- Mógłbyś… się odsunąć? Jest gorąco
– powiedział cicho chłopak, jakby bał się jego reakcji.
- Chodźmy na plażę. Ochłodzimy się w
wodzie – zaproponował, nie czekając jednak na jego zgodę. Chwycił go za dłoń i
pociągnął ze sobą.
Javier szybko zdołał się przekonać,
że jego plan wcale nie był taki prosty do zrealizowania, jak mu się wydawało.
Za bardzo przyzwyczaił się, że dotąd nikt niczego mu nie odmawiał i wydawał się
być zwyczajnie zaślepiony. Zachowywał się nie całkiem logicznie, nie potrafił i
najwyraźniej nie zamierzał pojąć, że Nathan faktycznie może być zwykłym
chłopakiem, który wolałby leżeć na plaży obok półnagiej dziewczyny, niż obok
niego. Ignorował więc i dzielnie znosił jego zachowanie, typu zastrzeganie się,
że boi się wejść do morza, bo dotąd pływał tylko w basenie, a po czym, po
kilkunastu minutach niemal wbiegł do tej wody, gdy mężczyzna poprosił go o
posmarowanie pleców olejkiem do opalania. Powtarzał sobie, że wystarczy
poczekać, że chłopak musi poczuć się przy nim swobodnie i dopiero wtedy będzie
mógł zadziałać. Problem polegał na tym, że blondyn był spięty jak agrafka i
nawet sen miał tak czujny, że budziły go latające owady, a oczy zamykał
ponownie dopiero, gdy był pewien, że nie obudzi się u boku rudowłosego. Po
drugim dniu mężczyzna miał tego dość.
Nathan bardzo uważnie obserwował swojego
szefa, nie umknęła więc jego uwadze ta irytacja. Przestał co chwilę namawiać go
na wspólne spędzanie czasu, nawet pozwolił mu wybrać się samemu na plażę, co
młody szybko wykorzystał. Javier namącił mu w głowie. Bał się dać do
czegokolwiek przekonać, bo i tak coraz trudniej było mu oderwać wzrok od jego
męskiego ciała. Łapał się na tym, że odpowiadał mu często tylko po to, żeby
mężczyzna nie przestawał do niego mówić i przerażało go to. Buntował się wciąż
przed nim i przed sobą głównie dlatego, że bał się skończył tak, jak Will.
Zapatrzony w rudowłosego, na każdy jego rozkaz, godzący się na wszystko.
Wydawało mu się, że jednym głupim „tak” mógłby przekroczyć tę granicę i stać się
bezwładnym pionkiem w jego rękach.
Gdy wieczorem wrócił z plaży, nie
zastał nikogo w apartamencie. Pokojówka przekazała mu, że mężczyzna przebywa w
barze hotelowym, ale blondynowi wcale się do niego nie spieszyło. Wyciągnął z
torby swój telefon, odczytując zaległego smsa od znajomego, który nie wiedział,
że Nathan wyjechał, a potem ze skupieniem na twarzy wybrał numer bruneta. Nigdy
dotąd nie odbierał, więc po trzecim sygnale młody zdążył już odpłynąć myślami
gdzieś daleko. Zdziwił się, gdy dotarł do niego czyjś głos i nawet zdążył się
rozejrzeć, nim dotarło do niego, że trzyma telefon przy uchu.
- Halo, Nathan? Jesteś tam?
- Will! – blondyn ucieszył się,
wracając do rzeczywistości. – Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?
- A dlaczego wydzwaniasz? –
odpowiedział mu pytaniem, które zbiło chłopaka z tropu. Właściwie… martwił się,
tak? Chciał się upewnić, że wszystko z nim w porządku i pogadać… - Gdy mam
wolne, staram się nie kontaktować z ludźmi z pracy, a kiedy pracuję, raczej nie
mam czasu na pogawędki – stwierdził z nutką ironii w głosie. Blondyn westchnął
jedynie, wychodząc z telefonem w ręku na taras. Nie podobało mu się to
wszystko. Sądził, że on i Will się zaprzyjaźnią, byłoby mu o wiele lżej,
tymczasem wszystko zdawało się układać na przekór jemu.
- Ale powiedz mi szczerze. Jesteś na
mnie za coś zły? Przeze mnie masz jakieś kłopoty z Javierem? – zapytał,
szukając odpowiedzi. Nie był głupi. Zdążył zauważyć, że jeśli w tym środowisku
coś się dzieje, musi chodzić o szefa.
- Wiesz… nie powinienem był odbierać
tego telefonu – wydukał do swojego aparatu brunet.
- Nie powiem mu, tylko porozmawiaj
ze mną – poprosił, siadając na jednym z leżaków. Przez chwilę się wahał, nie
wiedział tak naprawdę, na ile może ufać temu chłopakowi. Z drugiej strony nie
miał zbyt wielkiego wyboru, by odnaleźć odpowiedniego powiernika swoich
sekretów. – On zabrał mnie na wakacje i… cały czas prowokuje takie sytuacje… On
chyba chce mnie wykorzystać, Will. Nie wiem, co robić – wydusił z siebie z
przejęciem. W odpowiedzi jednak usłyszał tylko krótki śmiech. – Nie rozumiem,
co cię tak bawi.
- To, że coś takiego przyszło ci w
ogóle do głowy. Skoro tak myślisz, naprawdę jeszcze go nie znasz.
- Ale ja nie…
- Daj sobie spokój z tłumaczeniem
się – nie dał mu dojść do słowa. – Nie mogę ci nic powiedzieć, ale Javier nie
robi nic bez powodu i na pewno nigdy by cię nie skrzywdził – oznajmił brunet.
- Wiesz, kiedy patrzę po twoim
przykładzie, to…
- Moim? Nikt nie zrobił dla mnie
tyle dobrego, co on – mówił teraz już gniewanie chłopak. Nathan skrzywił się
przy tym znacząco. Rozmowa z nim mimo jego oczekiwań nic nie pomagała. – Nawet
nie wiesz, jak chętnie bym się z tobą zamienił.
Z tej rozmowy wywnioskował głównie
to, że Will ma zbyt wielki szacunek do rudowłosego i jeśli kiedykolwiek powie
jeszcze przy nim złe słowo na swojego szefa, ten prawdopodobnie go zagryzie.
Wyobrażał sobie akurat, jak turlają się gdzieś po podłodze, choć słabo
przypominało to bójkę, gdy dojrzał we wcześniej wspomnianym przez pokojówkę
miejscu Javiera i na chwilę zamarł. Przy jednym stoliku siedziało z nim dwóch
młodych mężczyzn. Obaj byli bez koszulek, trzymali się za ręce i wpatrywali
głodnym wzrokiem w rudowłosego. Bardzo się starał wyjaśnić sobie, że tylko mu
się to wydaje, ale nie był w stanie ukryć przed sobą, że coś go w środku
skręcało. Nie był pewien tylko tego, czy bardziej ze względu na to, że
mężczyzna najwyraźniej planował sobie trójkącik, czy może dlatego, że przy
tamtej trójce, on sam wyglądał jak dzieciak. Nie cierpiał swojego ciała, bo
nigdy nie pozwalało mu być dostatecznie męskim. Zatrzymał się tuż obok, ale
nikt nie zwrócił na niego uwagi, dopóki nie odchrząknął znacząco.
- Jesteś wreszcie – odezwał się
rudowłosy, od pierwszego spojrzenia lustrując go wzrokiem. Młody zdążył się
nieco przyrumienić na plaży. – Usiądź.
- To jeden z nich? – zapytał
siedzący przy nim szatyn. – Trochę młody. Jest chociaż pełnoletni?
- Nie, nie. To jest Nathan, zajmuje
się organizacją. Jeśli chodzi o wymagania wiekowe, wszystko jest do uzgodnienia
– oznajmił mężczyzna.
Blondyn nawet nie chciał wiedzieć,
jak bardzo w tej chwili się zarumienił. Tym razem nie chodziło o to, że znowu
wzięto go za chłopca do towarzystwa. Było mu wstyd, że myślał o trójkąciku,
kiedy jego szef załatwiał sprawy z klientami. Spuścił jedynie wzrok na blat
stolika i nie ruszył się stamtąd do końca spotkania, kiedy to dwóch mężczyzn
żegnało się z nimi buziakami w policzek. Wtedy dopiero dotarło do niego, że
cieszy się, że Javier nie jest tego typu gejem i wcale nie planuje żadnego
seksu z obcymi, miejscowymi, seksownymi gejami. Jeśli te wakacje potrwają
jeszcze trochę, zwariuje tu. Był tego pewien.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz