Część 11.
Czas, który przyszło im spędzić we
dwóch w tym zamkniętym pomieszczeniu okrutnie się dłużył. A od chwili, w której
to Nathan już po raz drugi w życiu został pocałowany przez Willa, obaj czuli
się ze sobą jeszcze bardziej niezręcznie. I chociaż siedzieli wciąż obok
siebie, w ogóle ze sobą nie rozmawiając, nie mógł przestać o tym myśleć:
dlaczego brunet to zrobił, dlaczego to powiedział i w końcu dlaczego on sam mu
na to pozwolił? W żadnym wypadku nie podobała mu się wcześniejsza odpowiedź Willa,
bo przecież żaden z nich nie był własnością rudowłosego, żeby mógł on decydować
o tym, co im wolno, a czego nie. Blondyna zwyczajnie nosiło. Przez to, ale
również dlatego, że musieli tam siedzieć, że nie miał pojęcia, co teraz dzieje
się z rudowłosym, co stanie się z nimi, a na dodatek jego towarzysz niedoli
wydawał się być o wszystko tak cholernie spokojny i od tamtego pocałunku
totalnie go ignorował. Chłopak nie wytrzymał i wreszcie ze złości i bezsilności
jednocześnie rzucił w niego jedną z niewielkich poduszek.
- Co robisz? – mruknął Will, gdy
przedmiot uderzył go w głowę. – Wiem, że się nudzisz, ale nie zachowuj się jak
dziecko – upomniał go, na co młody prychnął jedynie głośno. Patrzył na niego
zmrużonymi, rozzłoszczonymi oczyma.
- Przestań wreszcie udawać, że nic
się nie dzieje! – warknął rozdrażniony. – Zachowujesz się, jak…!
- No, jak? – zapytał, spoglądając na
blondyna z ironią.
- Nie wiem, ale mam już tego powyżej
dziurek. Może masz Javiera za jakiegoś bohatera, ale to życie, a nie jakiś
durny film! I przestań wreszcie… zgrywać cierpiętnika!
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz.
- Jesteś… zbyt spokojny i… Oh, wciąż
tylko Javier to i Javier tamto! Kim on, do cholery, jest, że ma decydować o
naszym życiu?! – niemal wykrzyczał, za co brunet posłał mu karcące spojrzenie,
przykładając palec wskazujący do ust. Nie chciał, aby ich słyszano.
- Jest naszym szefem – odparł
chłodno, nie patrząc już nawet w jego kierunku.
- Nie kłam już. Ile razy będziesz
jeszcze powtarzać te głupoty? Nie traktujesz go jak szefa.
- Bo jest mi bliski, znamy się już
kilka lat i mam do niego szacunek – odparł.
- Brednie. Podkochujesz się w nim po
prostu! – stwierdził z wyrzutem. – Kleisz się do niego, wychwalasz i bronisz,
i… Dlaczego mam udawać, że nic się nie stało?! POCAŁOWAŁEŚ MNIE, a przecież
powinieneś mnie nie cierpieć!
- Niby dlaczego? – zapytał po chwili
Will, nie reagując na złość chłopaka, a jedynie unosząc wyżej lewą brew.
- No, bo… on mnie… Wiesz. Bardzo
lubi. I faworyzuje. A to ty nie widzisz za nim świata, więc…
- Nathan – chłopak przerwał mu,
siadając bliżej niego. Blondyn spojrzał mu nieco niepewnie w twarz, czując się
naprawdę idiotycznie. Nie potrafiłby właściwie wyjaśnić, dlaczego aż tak na
niego naskoczył, a mówiąc to wszystko, miał jakąś wredną kluchę w gardle. To
wszystko stanowczo mu się nie podobało. – Od dłuższej chwili zwyczajnie
bredzisz. Javier jest dla mnie bardziej jak… brat…
- Brat? – wyrwało mu się, przy czym
niemal roześmiał się brunetowi w twarz. – Taki, z którym sypiasz, tak…?
- Głupku. – Will przewrócił z
zrezygnowaniem oczyma, prychając znacząco. – To bardziej skomplikowane niż ci
się wydaje. Zresztą! Zastanów się: jestem męską dziwką. Nie powinieneś
doszukiwać się w moim życiu normalnych relacji z ludźmi.
- Nie lubię, gdy tak o sobie mówisz…
- odparł, odwracając od niego wzrok.
- Nie kocham Javiera. Jest dla mnie
ważny. Bardzo dużo dla mnie zrobił i wierzę w niego. – Westchnął cicho, a młody
poczuł jedynie, jak czyjeś palce przeczesują kosmyki jego włosów. Uwielbiał to,
choć nigdy się do tego nie przyznawał, pozwolił więc sobie jedynie lekko
przymknąć powieki. – Ale wiem, że on zakochał się w tobie i bez względu na
wszystko nie mógłbym… nie potrafiłbym go
skrzywdzić, więc… Musisz mi obiecać, że o niczym mu nie powiesz, dobrze? –
poprosił miękko.
Młody obrócił się zdziwiony w
kierunku bruneta, mając wrażenie, że teraz już kompletnie wszystko mu się
pomieszało. Jakkolwiek dotąd próbował sobie to wszystko poukładać, ten chłopak
w jednej chwili zburzył cały wątpliwy ład w jego głowie. Dłoń Willa przesunęła
wzdłuż kosmyka jego włosów i dotknęła jego policzka, sprawiając, że blondyn
zadrżał lekko, a na policzka wpłynęły mu blade rumieńce. Chwilę potem wtulił
się w szczupłe ramiona bruneta, który objął go
i z jakimś rozczuleniem musnął jego włosy wargami. Nie zamierzał
pozwolić go skrzywdzić i to nie tylko ze względu na ich wspólnego szefa.
Widział strach w jego oczach, gdy
odsunął się od niego i podniósł z ziemi swoją broń, ale nie powiedział ani
słowa, żeby go uspokoić, tylko wrócił do swojego samochodu i odjechał. Inaczej
planował sobie to spotkanie. Właściwie był niemal pewien, że Javier od samego
początku wiedział o kłamstwie Ericka i śmiał się z tego za jego plecami. Nie
planował dostrzec jego żywego zaskoczenia, troski ani… sam już nie wiedział.
Przecież chciał tylko oznajmić mu, że jest na muszce, a on ma jego chłopców i z
chęcią się nimi zajmie za to, jak go oszukał, jeśli nie zechce oddać interesu w
jego ręce i zniknąć raz na zawsze. Chciał powiedzieć „nienawidzę cię”, ale
kiedy patrzył mu w twarz i słuchał tych wszystkich bredni wymyślonych przez
jego własnego ojca… zdał sobie sprawę, że wcale tak nie jest. Z jakiegoś powodu
był pewien, że rudowłosy nie kłamie, że nie potrafiłby tak genialnie grać. Miał
wrażenie, że gdyby mężczyzna już niegdyś nie nauczył się wyrachowania,
rozpłakałby się przed nim. Obaj czuli w swoim zachłannym dotyku tę palącą
tęsknotę. Nie wiedział, co myśleć, gdy już wracał do siebie. Wszystko było nie
tak. Wszystko okazało się być jeszcze większą farsą niż to sobie wyobrażał.
Również stojący wciąż w tym samym
miejscu Javier miał okropny mętlik w głowie. Myśli o porwanych chłopcach,
„zmartwychwstałym” kochanku, człowieku, który go wychował, a okazał się być
bezwzględnym oszustem i o niebezpieczeństwie, jakie czyhało za rogiem, robiły
mu taki rozgardiasz w umyśle, że miał ochotę upaść tak, jak stał i pozwolić
wszystkiemu toczyć się bez niego. Zamiast tego jednak schylił się po swoją
broń, z którą wrócił do samochodu i odrzucił ją na siedzenie obok, opierając
głowę o kierownicę. Nie miał sił, żeby się skupić, zrobić cokolwiek, zrozumieć.
Zdał sobie wtedy sprawę, że właściwie Dann nie powiedział mu nic prócz tego, że
Erick oszukiwał ich obu, a on ma dwóch zakładników, dzięki którym może nim
dyrygować. Nie powiedział mu, czego chce, tylko pozwolił wspomnieniom i bólowi
z przeszłości wedrzeć się do jego serca. Pozostawało mu pytanie, czy chciał w
ten sposób zamęczyć go natłokiem obrazów z minionego czasu, czy zwyczajnie
odwrócić jego uwagę od czegoś, co może przeoczył. Nie potrafił sobie
odpowiedzieć. Nie mógł po prostu uwierzyć, że nawet w takiej chwili stara się
wszystko analizować. Nic jednak nie mógł na to poradzić, tak został wychowany.
Nie zastanawiając się długo, nieco drżącymi rękoma wyciągnął wreszcie telefon i
wybrał numer, z którego wcześniej się z nim kontaktowano. Liczył na to, że Dann
odbierze i wtedy uda mu się zamienić z nim jeszcze kilka słów. Chciał coś
wiedzieć. Cokolwiek, żeby wciąż nie stać w punkcie wyjścia, w obawie o to, co
może wydarzyć się za chwilę.
Jedyne, co Nathan mógł zrobić, gdy
rozległ się głośny dzwonek jego telefonu, to oderwać się od bruneta i spojrzeć
na zamknięte drzwi pokoju. Zaraz potem przeniósł wzrok na swojego towarzysza,
mając nadzieję, że ten zrozumie, co chodzi mu po głowie, choć on sam nie był
tego pewien. Zastanawiał się, kto dzwoni i miał nadzieję, że ci ludzie nie
zamierzają wciągać w to większej ilości osób. Nim jednak którykolwiek z nich
się odezwał, dzwonek telefonu został gwałtownie przerwany i nie usłyszeli nic
więcej. Chwilę wcześniej jeden z mężczyzn, który przebywał w pobliżu
pomieszczenia, aby dopilnować, by nic się tam nie wydarzyło, zaniósł dzwoniący
aparat mężczyźnie, który przebywał w innym pomieszczeniu, siedząc za biurkiem z
jakimiś papierami. Ten bez słowa skinął głową w podziękowaniu i kazał mu wyjść.
Sam wcisnął zieloną słuchawkę i przyłożył sobie telefon do ucha.
- Tak? – rzucił krótko. I choć
Javierowi przemknęło przez myśl, że ten głos brzmi jakoś dziwnie, nie był w
stanie na tyle się skupić, żeby dojść do wniosku, że się myli, a po drugiej
stronie wcale nie ma jego byłego kochanka.
- Słuchaj, to wszystko na pewno da
się wyjaśnić… jakoś załatwić. Nie powiedziałeś mi nawet, co z chłopcami, w
ogóle o co tak naprawdę chodzi. Przecież nie może chodzić tylko o nas, ja nie
miałem zielonego pojęcia, co szykuje Erick, nigdy nie chciałem zajmować twojego
miejsca, nigdy nie kłamałem. Byłeś dla mnie najważniejszy, zgodziłem się zająć
jego miejsce tylko dlatego, że to było dla ciebie istotne, myślałem, że robię
to dla ciebie. Rozumiesz? Nie zostawiajmy tego tak – mówił nieco drżącym głosem,
samemu nie zdając sobie sprawy, w której chwili jego słowa zamieniły się w
potok. Wszystko, co dotąd tłoczyło się w jego myślach, gdy stali sobie
naprzeciw, teraz wreszcie zostało wypowiedziane, choć nie do właściwego
człowieka. – Słyszysz mnie? Dann? – Mężczyzna za biurkiem uśmiechnął się
jedynie pod nosem, szczególnie, że chwilę później otworzyły się drzwi i do
środka wszedł brązowowłosy z niewyraźną miną. Aparat wylądował na blacie, a po
wciśnięciu jednego z przycisków przez starszego z mężczyzn, z głośnika dało się
znowu usłyszeć głos rudowłosego. – Dann, odezwij się!
- Jestem tu – odpowiedział
zdezorientowany, patrząc pytająco na swojego towarzysza.
- Więc… - zawahał się – dogadajmy
się. W tej chwili najważniejsze jest, żeby chłopcom nic się nie stało, nie będę
chciał niczego więcej – powiedział już odrobinę spokojniej Javier, nie zdając
sobie sprawy z tego, że brązowowłosy usłyszał jedynie ostatnią część jego słów.
Mężczyzna wbił wzrok w leżący na blacie telefon i poczuł, jak coś przewraca mu
się w żołądku. Przyszedł tu, chcąc oznajmić swojemu wspólnikowi, że zamierza
zakończyć tę farsę, bo nie zależy mu już na żadnej zemście, ale zrozumiał słowa
rudowłosego w nieco innym kontekście niż zostały one wypowiedziane, godząc tym
samym w niejasne nadzieje, które dopiero co rodziły się w umyśle mężczyzny i
wzbudziły w nim na nowo złość. Zacisnął dłonie w pieści i parsknął wściekle.
- Świetnie. Skoro niczego ode mnie
nie chcesz, to czekaj na dalsze instrukcje. Postaram się być łaskawy i pozwolić
im przeżyć – warknął, rozłączając się. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w ten
telefon, po czym podniósł wzrok na faceta siedzącego za biurkiem.
- Wpadłeś w ostatniej chwili. Tylko
dlaczego nie powiedziałeś mu, czego chcesz? – zapytał, ale Dann na samą myśl o
ich rozmowie, zaskoczonym, radosnym i przestraszonym jednocześnie wzroku
mężczyzny, który jeszcze przed kilkunastoma minutami trzymał go w objęciach i
całował, miał ochotę coś zniszczyć.
- Chciałem najpierw obgadać z nim
kilka spraw – odpowiedział chłodno. – Niech załamuje się do jutra nad ich losem,
a potem powiem mu, co ma zrobić.
- Czy ta sprawa nie jest dla ciebie
zbyt osobista? – odezwał się znów po chwili mężczyzna, mrużąc z rozbawieniem
oczy.
- Jest. Nienawidzę tego człowieka i
chcę, żeby żałował, że kiedykolwiek stanął mi na drodze – odpowiedział ze
złością brązowowłosy, po czym opuścił pomieszczenie, trzaskając mocno drzwiami.
I miał szczerą chęć wyciągnąć teraz broń, a potem odstrzelić kolejno bruneta i
blondyna, choćby za to, że odebrali mu nadzieję na powrót do jedynej wartości w
jego życiu, która nie kręciła się wokół nielegalnych organizacji lub planów
zemsty, dla której mógłby to wszystko porzucić. Tą wartością było dla niego nic
innego, jak właśnie miłość do Javiera.
Wydawało mu się, że w jednej chwili
całkiem zdrętwiał i przestał oddychać. Zarówno ton głosu brązowowłosego, jak i
słowa, które wypowiedział, nie były tym, czego się spodziewał. W każdym drobnym
szczególe zaprzeczały wszystkiemu, co widział i czuł, gdy Dann stał wtedy przy
nim, dotykał i całował go. Bał się choćby pomyśleć, co może zrobić jego
chłopcom, a co najbardziej go przerażało – nie to wydawało się być dla niego
największym problemem, ale myśl, że mężczyzna mu nie uwierzył i wciąż ma go za
zdrajcę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie musiał wierzyć mu na słowo, bo
przecież rudowłosy mógłby wymyślić tę historyjkę na poczekaniu, gdy dowiedział
się, kto porwał tych dwóch. Gdy pierwszy szok minął, zaczął zastanawiać się, co
zrobić. Rozumiał, że nie dojdzie do porozumienia między nim a byłym kochankiem,
póki on uważa, że brał udział w spisku przeciwko niemu, a co za tym szło, nie
miał żadnej możliwości powstrzymać go od konsekwencji, jakie mogą przez to
ponieść chłopcy. Musiał więc przede wszystkim znaleźć sposób, żeby udowodnić
mu, że jest niewinny.
Podenerwowany pojechał w miejsce, w
którym miał spotkać się z człowiekiem mającym podać mu adres, gdzie zatrzymał
się samochód. Ten nie pojawiał się jednak jeszcze przez dobre dwie godziny, co
sprawiało, że Javier z nerwów wypijał już trzecią kawę. Ulżyło mu, gdy wreszcie
zauważył go, wchodzącego niepewnie do kawiarni, w której się umówili. Mężczyzna
jednak zachowywał się bardzo niepewnie i co chwilę oglądał za siebie, co nie
zapowiadało nic dobrego. W momencie, kiedy usiadł naprzeciwko niego, już nie
wytrzymał.
- I co? Ma pan ten adres? – zapytał
niecierpliwie, ale mężczyzna jedynie zwiesił głowę. – Co się stało? – odezwał
się po chwili znowu, nie mogąc znieść tego milczenia. Wiedział już, że nic z
tego.
- Już miałem jechać za nim, ale…
zaraz potem jakiś inny samochód zajechał mi drogę – wydukał wreszcie
rozedrganym głosem. – I potem wysiadł z niego jakiś facet i przystawił mi lufę
do głowy i… i powiedział, że jeśli kiedykolwiek zobaczy mnie w pobliżu tego, którego
miałem śledzić… Proszę mi wybaczyć, nie mogłem nic zrobić – wyrzucił z siebie
wreszcie. – Nie wiem, z kim pan zadarł, ale to nie byle płotka. To jakaś gruba
ryba, która chce zrobić porządek w tym mieście. Na przyszłość wolałbym… żeby
pan już nie szukał u mnie usług – stwierdził wreszcie, wykładając na stół
pieniądze, które Javier mu wcześniej dał. Rudowłosy jednak prychnął tylko
głośno ze złością i podniósł się od stolika.
- Zapłać za kawę, reszta dla ciebie
– oznajmił chłodno, ruszając do wyjścia z lokalu.
Wciąż nie miał ani adresu, ani
pomysłu, jak wyratować chłopców i oczyścić się z zarzutów brązowowłosego o
zdradę. Wsiadł w swój samochód i pojechał do swojego mieszkania, będąc pewnym,
że i tak jest obserwowany. Ten mężczyzna mógł mieć rację i to wszystko
nabierałoby wtedy sensu. Tu nie musiało chodzić o niego i Danna, mógł być ktoś
jeszcze, komu zależałoby na pozbyciu się jego działalności. W pewien sposób
wyjaśniałoby to zachowanie jego byłego i sprawiało więcej kłopotów. Nie
zmieniało jedynie faktu, że gdyby Dann przeszedł jednak na jego stronę, mógłby
stać się przydatnym sprzymierzeńcem w starciu z ukrytym wrogiem. Trudno było mu
uwierzyć, że dał on się wrobić w cudze machlojki, ale zbyt dobrze pamiętał o
jego pochopnym podejmowaniu decyzji pod wpływem emocji, a nie miał wątpliwości,
że jeśli poruszono kwestię ich wspólnej przeszłości, dla brązowowłosego właśnie
to było głównym wątkiem, dla którego mógł zdecydować się na to starcie. Javier
potrzebował jednak więcej informacji, ale przedtem czasu i odpowiednich ludzi,
którzy by je dla niego zdobyli.
Jak na złość wydawało się, że czasu
nie ma zbyt wiele, a przynajmniej nie ma go dla chłopców. Mężczyzna już po
wyjściu z gabinetu swojego wspólnika miał chęć wejść do pokoju, w którym byli
zamknięci i zwyczajnie zrobić im krzywdę. Nie potrafił pogodzić się z tym, że
po tych wszystkich latach, kiedy wreszcie poznał prawdę, to właśnie oni dwaj
stali na jego drodze do wszystkiego, czego mógłby pragnąć. Wychodził od siebie
i kierował do nich kilka razy, nim wreszcie zatrzymał się przed drzwiami z
zaciśniętymi mocno ze złości pięściami. Wrzało w nim, ale nie był pewien, czy
wie tak naprawdę, co chce zrobić.
- Szefie? W porządku? – odezwał się
do niego strażnik, ale on prychnął jedynie, spoglądając na niego z pogardą.
- Nie twój interes. Zajmij się tym,
za co ci płacą – warknął, przekręcając kluczyk w drzwiach, które po chwili
stały już przed nim otworem.
Obaj siedzieli na łóżku i co wcale
go nie dziwiło, wtuleni w siebie patrzyli na niego dużymi, przerażonymi oczyma.
Satysfakcjonował go ich strach, nic więc dziwnego, że na jego twarzy wymalował
się nieprzyjemny dla oka uśmiech, na którego widok blondyn zadrżał znacząco,
momentalnie przymykając oczy. Z drzwi, w których stał, doskonale było widać,
jak chłopak szepcze coś do bruneta, a tan uspokajająco gładzi go po plecach. A
brązowowłosy wcale nie zamierzał pozwolić im wzajemnie się pocieszać, czy dawać
choćby odrobinę poczucia stabilności, jaką dawała im swoja wzajemna obecność.
Zastanawiał się jeszcze jedynie, którego z nich ze sobą zabrać. Bruneta, który
wydawał się być silniejszy psychicznie, aby móc go złamać, a tego drugiego
zostawić samemu sobie, żeby bez jego pomocy zapędził się w ciemny kąt
przerażenia. Czy może właśnie blondyna, którym łatwiej byłoby manipulować, a
przy okazji osłabiłby bruneta bezradnością i poczuciem, że nie był w stanie
pomóc swojemu koledze. Dann nie miał wątpliwości, kto za kogo był
odpowiedzialny, uśmiechnął się więc jedynie pod nosem. Czy ten chłopaczek nie
próbował przypadkiem wmówić mu wcześniej, że nic nie znaczy dla Javiera, który
podobno chciał się go pozbyć?
- Blondyn idzie ze mną – oznajmił
wreszcie. W tej samej chwili chłopak spiął się strasznie, a Will przycisnął go
mocniej do siebie. Nie chciał na to pozwolić, przecież obiecał sobie, że nie da
go skrzywdzić i nie wyobrażał sobie, żeby ktokolwiek wziął go w swoje łapska. W
tamtej chwili jednak dokładnie tak, jak oczekiwał tego brązowowłosy, czuł się
beznadziejne bezsilny. Niemal czuł przerażenie Nathana, który zachowywał się,
jakby bardzo starał się zniknąć. – No, już. Mam ci pomóc?
- Czego chcesz? – zapytał ostro
brunet, na co mężczyzna uśmiechnął się złośliwie.
- Zabawić się.
Z gardła blondyna wydobył się cichy
pisk. Gdzieś w momencie, gdy dotarło do niego, że ten człowiekiem przyszedł tu
po niego i bynajmniej nie zamierza zabrać go na spacer, zdawało się, że
przestał myśleć logicznie. Bał się choćby pomyśleć o tym, co niosą za sobą jego
słowa i gotów był w każdej chwili się rozpłakać. Drżał na samą myśl o jakiejkolwiek
bliskości z Javierem, czy Willem, a co dopiero, gdy wprost usłyszał, że bez
względu na to, czy mu się to podoba, jakiś obcy facet zamierza wykorzystać
jego, jego ciało dla własnej przyjemności. Złapał się od razu kurczowo bruneta,
mając nadzieję, że może w ten sposób uda mu się uniknąć rozdzielenia z nim i
krzywdy, jakiej się spodziewał. Niewiele brakowało mu już do wylania łez, gdy
mężczyzna roześmiał się, widząc jego zachowanie.
- Daj mu spokój – odezwał się po
chwili znowu brunet.
- Obrońca? – zapytał złośliwie. – Na
ciebie kiedyś też przyjdzie kolej – stwierdził, podchodząc do nich i chwytając
silnie ramię blondyna. Will jednak zareagował momentalnie, równie silnie
odpychając jego dłoń. Przez moment bał się jego reakcji, nie będąc pewnym, czy
któryś z nich nie zostanie za to uderzony, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Zostaw go, ja pójdę – stwierdził,
przesuwając młodego za siebie, a sam stanął prosto przed brązowowłosym, który
na ten widok parsknął jedynie głośno.
- Co za frajda według ciebie zabawiać
się z dziwką? Na co dzień robiłeś takie rzeczy. Nie to, co on – dodał,
zaglądając mu przez ramię. – Czyj ty jesteś, hm? – zapytał, patrząc wymownie na
blondyna. – Javiera? Czy może tego tutaj, co?
- Nie jestem ni… - zaczął mimo
strachu, zbuntowanym tonem, ale Will nie dał mu dokończyć.
- Javiera. Jeśli mu coś zrobisz, to…
- Powinien się cieszyć, że jeszcze
żadnego z was nie odstrzeliłem. To koniec dyktowania warunków przez Javiera.
Każdy z was musi to pojąć, im prędzej tym lepiej – stwierdził, odpychając dość
niedelikatnie bruneta, po czym znowu złapał mocno Nathana i przyciągnął go do
siebie.
- Will! – pisnął przerażony blondyn,
bliski już rozpaczy, ale jego towarzysz mógł teraz tylko stać i patrzeć, jak
brązowowłosy chwyta go w pasie, uniemożliwiając wyrywanie się. To była chwila,
w której naprawdę zrozumiał, że jako karta przetargowa wcale nie są na
uprzywilejowanej pozycji, że wcale nie chodzi o firmę, ale tylko i wyłącznie o
jej właściciela. Nie mógł już nic zrobić. Walczył z sobą przez kilka chwil,
żeby nie spuścić wzroku na podłogę, czym dałby do zrozumienia blondynowi, że
nie ma dla nich nadziei. Nie mógł tak postąpić, jakkolwiek ciężko było znieść
jego błagające spojrzenie. Wymusił na sobie lekki uśmiech, ignorując całkiem
obecność mężczyzny.
- Nie bój się, będzie dobrze.
Musisz… po prostu się uspokoić i rozluźnić, jakby… - Głos mu się załamał, więc
odchrząknął, zagryzając nieco za mocno dolną wargę. – Jeśli nie będziesz się
szarpał, na pewno będzie mniej bolało… - niemal wyszeptał, odwracając jednak
wzrok od oniemiałej w tej chwili twarzy chłopaka. Nie mógł. Zwyczajnie nie mógł
na to patrzeć.
- Och, jakie to słodkie! – roześmiał
się facet. – Tylko, że ja nie zamierzam być miły ani delikatny – dodał zaraz
potem, siłą wyprowadzając blondyna z pomieszczenia.
Will opadł jedynie na podłogę w
miejscu, w którym stał. Gdzieś wewnątrz niego coś się załamało, a do oczu
cisnęły mu się łzy. Miał zapewnić mu jako taki spokój tutaj, dopilnować, żeby
nic się nie wydarzyło, tymczasem nie mógł zrobić kompletnie nic i boleśnie
zdawał sobie sprawę, że jeśli nie będą współpracować, jeszcze bardziej tego
wszystkiego pożałują. Gdy już ukrył twarz w dłoniach, błagał szeptem, którego i
tak nikt nie mógł usłyszeć, żeby Javier pojawił się jak najprędzej, żeby jak
najprędzej ich stąd wyciągnął, a potem faktycznie po pomieszczeniu rozniósł się
cichy szloch, bo po raz pierwszy dopuścił do siebie myśl, że najprawdopodobniej
rudowłosy w żaden sposób nie może wpłynąć na sytuację, żeby im pomóc. Tym razem
to brunet całkowicie zdrętwiał, gdy po pomieszczeniach rozniósł się wrzask
młodego. Nie minęła jednak chwila, jak zerwał się na proste nogi i podbiegł do
drzwi, uderzając w nie mocno pięściami.
- Zostawcie go! – wrzasnął. – Do
cholery, co on zawinił?! – Nim zdążył znowu coś powiedzieć, drzwi otworzyły się
gwałtownie, odpychając go z taką siłą,
że upadł na podłogę.
- Szef nie życzy sobie hałasów.
- Nathan nigdy nie był z mężczyzną,
nawet nie wiecie, jaką krzywdę mu robicie! – wykrzyczał znowu w kierunku
otwartych drzwi.
Niewiele jednak dał radę jeszcze
wykrzyczeć, gdy związano mu ręce, a usta zaklejono jakąś szeroką taśmą.
Mężczyzna, który go krępował, posadził go na łóżku i przywiązał również do
niego, nie dając mu szansy na dalsze awanturowanie się. Will mógł jedynie leżeć
tam związany i pozwolić otwarcie spłynąć łzom, gdy po raz kolejny usłyszał
krzyk blondyna. Nie mógł zrobić totalnie nic. Nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz