Część 2.
Ku zdziwieniu blondyna do godziny
dwudziestej faktycznie było cicho. Już dość dawno nie uczył się spokojnie we
własnym mieszkaniu. Właśnie dlatego tego drobnego chłopaka dość często widywano
w bibliotekach: zarówno uczelnianej, jak i tych miejskich. Tego dnia skończył
naukę koło godziny dziewiętnastej, a kolejnego bez większych problemów zaliczył
egzamin. Nathan był o tyle zadowolony, że chociaż wieczorami, często do późnych
godzin nocnych, za ścianą było głośno, nie miewał już pobudek z samego rana i
miał czas, żeby się pouczyć. Najwyraźniej tamten człowiek uszanował przynajmniej
trochę to, że ma za sąsiada studenta. O ile byłoby łatwiej, gdyby poszedł z nim
porozmawiać i nawet przeżył tę traumę już jakiś czas temu?
Któregoś razu, gdy wracał dość późno
do domu, natknął się na ludzi, którzy wchodzili do trzeciego z mieszkań na
piętrze. Dotąd chłopak był pewien, że nikt tam nie mieszka, więc trochę go to
zdziwiło. Zaraz potem zrobiło się dość głośno, a on z cichym westchnieniem
poszedł do siebie. Był zmęczony odsypianiem w ciągu dnia, bo w nocy spało mu
się kiepsko, podczas gdy jego sąsiad balował w najlepsze.
Kolejnego dnia była sobota. Zbliżał
się wieczór i oczywiście za ścianą znowu zaczęło dudnić. Ludzie z uczelni w
większości wyjeżdżali na weekendy. Szczególnie, że ten konkretny miał być długi
ze względu na święta, których on sam nigdy nie świętował. Rzecz w tym, że
Nathan nie miał nawet dokąd uciec przed irytującymi hałasami i doskwierającą
samotnością. Zaprzyjaźniona wychowawczyni z domu dziecka, z którego pochodził,
namawiała go wprawdzie, żeby poszukał sobie jakiejś dodatkowej pracy lub
znalazł wreszcie dziewczynę, ale to nie było takie proste. Praca nie była
czymś, za co ten chłopak chętnie się łapał, a już na pewno nie fizyczna, czy
takie sprzedawanie frytek w Mc Donaldzie. Uczył się przecież po to, żeby być
kimś więcej. A dziewczyna? Te, które znał, były dla niego zbyt banalne, nudne,
przewidywalne. Jakoś nie mógł poznać takiej, której choćby wygląd w pełni go
satysfakcjonował. Tak, był wybredny i nie lubił osób, które uważał za mniej
inteligentne od siebie. Nigdy tego oczywiście nie okazywał. Młody, dobry,
śliczny i oczywiście grzeczny blondynek, który świetnie się uczył i był lubiany
przez ludzi na uczelni, poza nią stawał się szarą myszką, zwykłym
człowieczkiem, który od ponad pół roku nie mógł poradzić sobie z sąsiadem.
Gdzieś na korytarzu zabrzmiał czyjś
niespodziewanie uniesiony głos. Nathan, siedząc przed telewizorem w swoim
niewielkim salonie, spojrzał dziwnie w stronę drzwi frontowych. Nic nie
zrozumiał z tych krzyków, ale po chwili hałas ucichł, za to muzyka stała się o
wiele głośniejsza. A że należał do tych ciekawskich…
- Cholerka – mruknął, podnosząc
tyłek z fotela.
Uznał, że odpuszczał temu
człowiekowi już wystarczająco wiele razy. Teraz był pewien, że są tam również
inni ludzie, więc raczej nie powinna mieć miejsca sytuacja podobna do tamtej,
gdy jego sąsiad paradował nago po mieszkaniu. Dodatkowo chłopak był mimowolnie
ciekaw, co tam takiego dzieje się kilka wieczorów w tygodniu.
Kiedy tylko wyszedł ze swojego
mieszkanka, skrzywił się na dźwięk głośnej muzyki, która go ogłuszyła. Okazało
się, że drzwi do sąsiada były otwarte. W środku, już ze swojej wycieraczki,
blondyn widział przytłumione kolorowe światła oraz kręcących się tam ludzi.
Patrzył na to wszystko przez kilka chwil zaciekawiony, aż wreszcie wziął głęboki
oddech, żeby zebrać się na odwagę i wejść do środka. A miałem tego nie robić – pomyślał nieco niepewnie. Z tym, że
musiał powiedzieć mu wreszcie kilka słów, nawet przy ludziach, inaczej nie
byłby sobą. Może, gdy narobi mu wstydu przed gośćmi, coś się zmieni?
Po wejściu do środka, poczuł
natężenie dymu papierosowego i jak zdążył zauważyć – nie tylko. W każdym z pomieszczeń znajdowało się po
kilka osób, najczęściej mężczyzn w różnym wieku i młode dziewczyny lub chłopcy.
Na sam ten widok blondyn otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Tak naprawdę chyba
nie chciał wiedzieć, co tam się dzieje. Zamiast się rozglądać, przyspieszył
swoje ślimacze tempo, żeby dotrzeć do głównego pomieszczenia, w którym ostatnio
natknął się na właściciela lokum. Patrząc pod nogi, zamiast przed siebie, wpadł
jednak na jakąś parę. Przynajmniej w pierwszej chwili miał takie wrażenie.
Wysoki facet, na oko koło czterdziestki, trzymał mocno za nadgarstek jakąś
młodą, skąpo ubraną dziewczynę, która nic sobie z tego nie robiąc, zaciągała
się papierosem. Nathan, odskoczył zmieszany, patrząc na nich przestraszonymi
oczyma, gdy mężczyzna zmrużył oczy, mierząc go od stóp do głów jakimś
niezrozumiałym dla niego spojrzeniem. Szybko cofnął się kilka kroków,
pozwalając mu przejść do pokoju, do którego sam chciał przed chwilą wejść.
- Ani trochę mi się to nie podoba… -
mruknął do siebie, rozglądając się nerwowo. Gdzieś koło niego stanęła
dziewczyna ubrana równie skąpo co poprzednia i opierając się o ścianę,
wypuściła z ust chmurę dymu wprost w twarz chłopaka, który zaczął się nim
krztusić. – Co pani robi?! – wydukał, kaszląc. Nienawidził fajek.
- Mam przerwę, a ty co się
opieprzasz? – rzuciła, patrząc na niego krytycznie. – W coś ty się w ogóle
ubrał?
- Normalnie. Zawsze się tak ubieram
– odpowiedział zniesmaczony. Obejrzał dokładnie swój strój. Biała koszula, której
nie przebrał od powrotu z egzaminu i spodnie z ciemnego dżinsu, raczej luźne.
Wsunął dłonie do kieszeni, po czym spojrzał wymownie na stojącą przed nim
dziewczynę. – Zresztą chyba mnie z kimś mylisz.
- I tak nie znam was wszystkich,
wiem, że Javier wymaga, żebyście nosili obcisłe stroje. Chcesz to ci coś
załatwię – stwierdziła, dmuchając tym razem na bok.
- Nie… dzięki. Pójdę już – odparł,
ruszając z powrotem w stronę głównego pokoju.
Przez moment zastanawiał się, czy
każdego młodego chłopaka w tym mieszkaniu uważa się za prostytutkę, ale
postanowił, że to nie był najlepszy moment, żeby się rozwodzić nad takimi
rzeczami. Przyszedł tu, żeby powiedzieć coś temu rudemu i wyjść stąd jak
najprędzej. Im dalej jednak wchodził w głąb mieszkania, tym mniej był pewien
swojej misji. Może lepiej wyjść, nim ktoś bardziej stanowczo potraktuje go jak
męską dziwkę? Stanął jednak wreszcie w drzwiach do głównego pokoju i rozglądał
się za swoim sąsiadem, gdy zauważył, że patrzy na niego ten sam facet, na
którego wpadł w korytarzu. W jego głowie pojawiła się czerwona lampka
ostrzegawcza, szczególnie, gdy jakiś inny chłopak, na oko w jego wieku,
przechodząc, klepnął go w tyłek. Podskoczył zaskoczony, patrząc na niego
szeroko otwartymi oczyma. Ktoś z boku się z niego zaśmiał, ktoś inny skomentował.
Czuł się tam osaczony i chociaż normalnie lubił przebywać między ludźmi, to
miejsce stanowczo go przerażało. Wcześniej wspomniany facet pchnął trzymaną za
rękę dziewczynę i dopiero wtedy blondynowi udało się dostrzec swojego sąsiada.
Nie wiedzieć czemu pomyślał, że jest on jedyną osobą w tym mieszkaniu, przy
której nic mu nie grozi, więc podszedł do niego, zatrzymując się tuż za jego
plecami. Javier tłumaczył coś najwyraźniej swojemu gościowi, ale gdy ten zaczął
krzyczeć, chłopak wiedział już, kto wcześniej stał na klatce schodowej.
Przełknął nerwowo ślinę, postanawiając, że nie będzie im przeszkadzał. Mimo to
nie cofnął się, bo gdy tylko ktoś koło niego przechodził czuł lodowate dreszcze
wzdłuż kręgosłupa, a stanie za plecami rudowłosego wydawało mu się
najbezpieczniejszą opcją.
- Nie tak się umawialiśmy, Javier.
Znowu brakuje chłopców – warknął do niego facet. Rudowłosy jednak powiedział tylko
coś uspokajającego do dziewczyny i odesłał ją dokądś. Ta mijając po drodze
Nathana, poklepała go jakby w pocieszającym geście i poszła dalej. On jednak
wyłączając się na chwilę z rozmowy mężczyzn, podążył za nią spojrzeniem, po raz
kolejny zastanawiając się, czy może lepiej nie zostawić tej rozmowy na kolejny
dzień.
- Zaraz ktoś się znajdzie. To była
zwykła pomyłka.
- Już druga w ciągu miesiąca, nie za
to, do cholery, ci płacę!
- Jasne. Zaraz się rozejrzę i…
- Chcę tego i bez dyskusji, nie będę
czekał dwie godziny, aż kogoś przyślą, jak ostatnim razem – dotarło do uszu
chłopaka i nim ten zdążył się zorientować, został dość brutalnie przyciągnięty
przez krzyczącego faceta. Wybałuszył na niego oczy, od razu zaczynając się wyrywać,
co poskutkowało szarpnięciem za włosy. Z jego ust wyrwał się krótki pisk.
- Proszę mnie zostawić! – wrzasnął
przerażony.
Rudowłosy był zdziwiony, że po
mieszkaniu kręci się jeszcze jakiś wolny chłopak. Co prawda to prawda – mieli
dziś problemy, nawet dla niego zabrakło towarzystwa, dlatego spojrzał na niego
pytająco, gdy zaczął krzyczeć. Coś mu mówiła ta twarz, ale za nic nie mógł
sobie przypomnieć, co. Może był na którymś z ostatnich wieczorów? Z rękoma w
kieszeni przyglądał się beznamiętnie szarpiącemu się z o wiele silniejszym od
siebie mężczyzną. Zwykle nie reagował, o ile klienci nie używali przemocy wobec
jego ludzi. Nawet jeśli ciągnięcie za włosy nie było zbyt przyjemne, w końcu
zdrowiu chłopaka to nie zagrażało, a skoro już zdecydował się na taki zawód…
- Nie życzę sobie, żeby się pan do
mnie zbliżał! – blondynek wydarł się tak głośno, że wszyscy zaczęli się na
niego gapić, podśmiechując się w kątach pokoju.
- Zaraz, zaraz… - mruknął do siebie
rudowłosy. To „nie życzę sobie” coś mu mówiło. Dość szybko go olśniło, kim jest
ten młody. W pierwszej chwili poczuł irytację, ale szybko odciągnął go od
swojego niezadowolonego klienta. – Pan pozwoli…
- Co znowu?! – wściekł się facet.
- To nie jest mój człowiek.
- Co to ma znaczyć? Młody kręci się
po mieszkaniu, zresztą ubrany jak fleja, a ty jeszcze robisz problemy?
- To również mój klient – skłamał
pewnie, odpychając młodego gdzieś za swoje plecy.
Nie cierpiał takich sytuacji. Już
dawno miał poszukać kontaktu z innymi ludźmi do współpracy, ale jakoś nie mógł
znaleźć na to odpowiedniego dnia. Zresztą miał ochotę skrzywdzić tego
dzieciaka, który przestraszony stał teraz tuż za nim. Rozejrzał się,
zastanawiając się, co zrobić, gdy z jednej z łazienek wyszedł młody chłopak.
Zapinał właśnie obcisłe spodnie i widać było, że dopiero skończył swoją robotę.
Mokre włosy kleiły mu się do czoła, a on sam ocierał twarz ręcznikiem. Javier zawołał
po niego, a ten już po chwili stał u jego boku.
- Tak?
- Pójdziesz z panem.
- A ja już…!
- Nie dyskutuj. Przyjdź do mnie
potem, porozmawiamy o zapłacie. Ogarnij się tylko najpierw – polecił.
Czarnowłosy chłopak zacisnął ze
złości zęby, a potem spuścił wzrok na swoje stopy i pokiwał twierdząco głową,
odchodząc z powrotem w stronę łazienki. Zaraz za nim powędrował tamten facet.
Nathan patrzył na to wszystko z przerażeniem. Wciąż czuł na sobie łapska tego
ohydnego faceta i trząsł się ze strachu. Co
to miało, do cholery, być?! – krzyczał do siebie w myśli. Nigdy więcej, przysięgam, nigdy więcej!
Nie miał pojęcia, że mieszka przez ścianę z burdelem. Patrzył z żalem za
odchodzącym chłopakiem, dziękując sobie w duchu, że nie skończył tak jak on.
Niemal podskoczył ze strachu, gdy rudowłosy pociągnął go za sobą w stronę
kolejnych drzwi. Tym razem niespecjalnie uspokoiło go, że to właśnie on. Idąc
jednak za nim posłusznie, zauważył, że przeszli do kolejnego mieszkania, które
w jego mniemaniu stało puste. Teraz przynajmniej wiedział, dlaczego ktoś tu
wcześniej wchodził. Leciała tam tylko cicho spokojna muzyka, a wszystkie
pomieszczenia podzielone były na małe pokoje, które w tej chwili były
pozamykane. Wciąż jeszcze się trząsł, chociaż stali tam sami.
- Wiesz, że miałem przez chwilę ochotę
pozwolić mu się do ciebie dobrać? Co, do cholery, robisz znowu w moim
mieszkaniu?! – uniósł się mężczyzna, patrząc na niego groźnie.
- Chciałem… porozmawiać – wydukał blondyn,
patrząc na niego niepewnie.
- Po pierwsze, znalazłeś sobie
kiepską chwilę, po drugie, nie przypominam sobie, żebym był twoim kolegą.
Poszukaj sobie innych, chyba, że szukasz pracy albo kłopotów, ale zapewniam, że
przy mnie to na jedno wychodzi – oznajmił mu rozzłoszczony. – Na końcu
korytarza są drzwi. Wyjdziesz stąd i nie pokazuj mi się więcej na oczy. Rozumiesz?
- Policja wie, co tu się dzieje? –
Sam nie wiedział, skąd znalazł w sobie tyle odwagi, żeby o to zapytać. To
oczywiście było dość sugestywne pytanie, które Javier doskonale zrozumiał.
Zmrużył na niego wściekle oczy i złapał niedelikatnie za nadgarstek,
przyciągając go do siebie.
- Słuchaj, młody. Nie groź mi, bo
źle się to dla ciebie skończy.
- Prowadzisz tu jakiś burdel! –
wyrwało mu się nieco za głośno. Nigdy nie potrafił trzymać języka za zębami i
po wzroku rudowłosego wiedział już, że kiedyś tego gorzko pożałuje, o ile nie
od razu. Przełknął nerwowo ślinę, a mimo to ciągnął dalej. – To nielegalne i
chore. Co to w ogóle są za ludzie?
Javier puścił go poirytowany i
założył ręce na klatce piersiowej, nie przestając patrzeć na niego przez
zmrużone powieki. Już od tak dawna miał spokój, układy w policji, ale znowu
musiał pojawić się taki gówniarz, który wszystko komplikował. W pierwszej
chwili chciał po prostu wygonić go do siebie i jak najprędzej pozbyć się go z
tego budynku, żeby nie naprzykrzał mu się na przyszłość, co nie byłoby trudne,
jako że nieoficjalnie był jego właścicielem. Patrząc jednak na niego przez
dłuższą chwilę, stwierdził, że po prostu go nastraszy. Blondynek będzie robił w
majty na samą myśl o puszczeniu pary z ust, a on… Właściwie mężczyzna nie miał
pojęcia, co nim kieruje. Uznał jednak, że lepiej na tym wyjdzie, gdy młody
będzie za ścianą.
- Słyszałeś coś o człowieku, który
mieszkał tu przed tobą? – zapytał, patrząc na niego pewnie. Nathan zastanowił
się przez chwilę, ale zaraz potem pokręcił przecząco głową. Rozcierał sobie
aktualnie obolały nadgarstek, patrząc niechętnie na stojącego przed nim
rudowłosego. Stanowczo się już uspokoił, ale i tak na każdy dźwięk reagował
gwałtownym obróceniem się w kierunku, z którego pochodził. – On też twierdził,
że to nielegalne i chore. Ale mówił o tym trochę za głośno i od tego czasu nie
wypowiedział już ani słowa – oznajmił, patrząc młodemu prosto w oczy, które
znowu nieco poszerzyły się ze strachu. Nathan nie miał pojęcia, że mężczyzna
kłamie, ale doskonale zrozumiał za to, że ma trzymać dziób na kłódkę. – Więc
pójdziesz teraz grzecznie do siebie, a jutro popołudniu odwiedzisz mnie
ponownie, żeby powiedzieć mi, co zdecydowałeś.
- Ja raczej…
- Jutro – nie dał mu dokończyć. – A
teraz dobrej nocy życzę.
Nathan patrzył na niego jeszcze
przez dłuższą chwilę, żeby zaraz potem niemal uciec do swojego mieszkanka.
Gdyby wiedział, co go czeka, nie ruszałby nosa sprzed telewizora, a teraz jak
zwykle wpakował się w problemy. Zamknął się na oba zamki, które miał w
drzwiach, a potem roztrzęsiony usiadł w fotelu przed wyłączonym TV pudłem,
gapiąc się beznamiętnie na swoje odbicie w ciemnym ekranie. Tak bardzo żałował,
że dorósł i musiał wyprowadzić się z domu dziecka. Jak zwykle pod prąd, ale co
mógł na to poradzić? Gdy już trochę ochłonął, resztę nocy spędził przed
komputerem, szukając jakiegoś taniego pokoju do wynajęcia. Nie chciał tu
zostawać ani miesiąca dłużej. Najlepiej ani dnia dłużej, ale tego niestety nie
dało się zrobić. Zupełnie jak on nie potrafił przestać myśleć o wszystkim, co
zobaczył za drzwiami sąsiedniego mieszkania.
Javier tymczasem siedział w swoim
salonie, obserwując, co się dzieje. Od wyjścia młodego sąsiada wypalił już pół
paczki papierosów, ale na nic innego nie miał nawet ochoty. Wiedział, jak to
działa. Blondynek będzie chciał teraz uciec, gdzie pieprz rośnie, a wtedy nie
miałby już nad niczym kontroli, ale nie tym przejmował się najbardziej. Układy
z miejscową policją wszystko by zatuszowały, a jemu raczej chodziło po głowie,
jak skłonić chłopaka do tego, żeby nigdzie się nie wynosił. Kiedy o tym myślał,
nieświadomie zapatrzył się w jeden punkt na ścianie, przypominając sobie jego
duże niebieskie oczy, które patrzyły na niego z przerażeniem. Z jakiegoś bliżej
nieokreślonego powodu, chciał widywać akurat je częściej i to za wszelką cenę.
Rudowłosy jednak nie miał pojęcia,
jaka będzie to cena.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz