środa, 19 marca 2014

Let it fly [1]

Część 1.


            Był wczesny, raczej chłodny poranek, gdy pewien blondyn przewracał się w łóżku, starając się ignorować dudnienie muzyki zza ściany. Poduszka w złotej, satynowej pościeli, znalazła się na jego głowie, gdy próbował zagłuszyć ten irytujący hałas. Dla uspokojenia zaczął liczyć od dziesięciu do tyłu, jednak głośne, regularne dźwięki basu okropnie go drażniły i powoli zaczynała boleć go od tego głowa. Zniecierpliwiony zerwał się z łóżka, ubierając się szybko w pierwsze lepsze ubrania, jakie wpadły mu do rąk. Tak, jak stał, wyszedł na klatkę schodową i zaczął długo dzwonić do drzwi naprzeciwko, klnąc pod nosem. Już nie mógł się doczekać, aż zobaczy ten rudy łeb i powie jego właścicielowi, co o nim sądzi. Muzyka jednak rozkręcona była tak głośno, że dzwonka wewnątrz nie było słychać albo lokator nic sobie z tego po prostu nie robił.
            - Zaraz zadzwonię na policję! – krzyknął rozeźlony blondyn, chociaż wiedział, że i tak sąsiad go nie usłyszy.
            Nigdy nie mógł zrozumieć jak to się dzieje, że nikt prócz niego nie reaguje na te ciągłe hałasy. Policja zresztą też jedynie bezradnie wzruszała ramionami, bo nakładane na tego człowieka mandaty były i tak zawsze spłacane w terminie, a on nic sobie z tego nie robił. Po prostu było go na nie stać, w każdej ilości i o każdej stawce. Blondyn jednak nie miał tyle wyrozumiałości, ani cierpliwości. Wściekły nacisnął na klamkę i chociaż nie spodziewał się, że drzwi będą otwarte, te ustąpiły, a przed nim ukazał się przestrzenny korytarz. Nie taki jak w jego niewielkim mieszkanku.
            W pierwszej chwili uderzył w niego okropny hałas, więc potrwało to chwilę, nim przestał się od niego krzywić. Kiedy uszy do niego przywykły, zaczął jeszcze z klatki przyglądać się wnętrzu. Przyszedł tam przecież w całkiem innym celu, ale nie mógł się oprzeć, będąc w niemałym szoku. Fakt, wiedział, że jego sąsiad nie narzeka na brak funduszy i co jakiś czas przyjeżdżała tu ekipa remontowa, ale za nic nie spodziewał się ujrzeć takiego przepychu. Wszystko było idealnie wykończone, wymiarowe, a przede wszystkim zdobione drogimi dodatkami. Nawet wzory na ścianach wyglądały na ręcznie malowane, złotą farbą na białym tle. Przez głowę przemknęła mu myśl, że skoro tak wygląda korytarz, jak musi wyglądać reszta mieszkania?
            W końcu przypomniał sobie, w jakim celu opuścił tak wcześnie rano łóżko i wszedł nieśmiało w głąb mieszkania. Nie licząc kilku wyjątków, nie było tam w ogóle drzwi, a jedynie korale, których bałby się dotknąć, bo pewnie były również okropnie drogie. Zlokalizował dość sprawnie pokój, z którego dochodziła głośna muzyka i po krótkim zastanowieniu skierował do niego niepewnie swoje kroki. Zaraz potem jednak zatrzymał się w jego wejściu i znieruchomiał, nie będąc w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Przed jego oczyma paradował nago wysoki, młody mężczyzna, zaciągając się czymś, co w zapachu w żadnym wypadku nie przypominało papierosów. Młody otrząsnął się z szoku i spuszczając z zażenowaniem wzrok, wszedł w głąb pomieszczenia i wyłączył muzykę jednym wciśnięciem guzika. Robiło mu się dziwnie duszno. Natychmiastowa cisza aż zabolała w uszy, jednak mężczyzna obrócił się do niego dopiero po dłuższej chwili. Spojrzał na niego z dziwną miną i dopiero po chwili namysłu założył na siebie czerwony, jedwabny szlafrok, zakrywając nim to, co trzeba. Uśmiechnął się rozbawiony na widok rumieńców zażenowania na policzkach blondyna.
            - Nie za wcześnie? Miałeś chyba przyjść po południu. Czy nie tak mówiłem? – zwrócił się do niego, opadając wygodnie na dużą, czarną kanapę. Chłopak otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.
            - Miałem… miałem przyjść? – wydukał zaskoczony.
            - No, tak. – Rudowłosy mężczyzna westchnął i podniósł się z powrotem z kanapy, gasząc niedopałek na płaskim naczyniu, które właściwie nie bardzo przypomniało popielniczkę, a blondyn przełknął nerwowo ślinę. Powoli zaczynał żałować, że zdecydował się wejść. Oglądanie nagich mężczyzn, którzy wyjątkowo uprzykrzali mu życie, nie było jego ulubionym zajęciem. – Musisz przekazać szefowi, żeby nie przysyłał do mnie tak często niedoświadczonych młodzików – rzucił, oblizując powoli wargi, po czym zbliżył się do chłopaka, stając za jego plecami, co młodemu w żadnym wypadku się nie spodobało, ale odrętwiały nie bardzo wiedział, jak ma się zachować ani też o czym ten koleś w ogóle mówi. Ten jednak ułożył dłonie na jego barkach i zaczął z wyczuciem je rozmasowywać. – Nie denerwuj się. Porozmawiamy i do wszystkiego powoli… dojdziemy – wyszeptał mu ostatnie słowo wprost do ucha, próbując objąć go jedną ręką w pasie, co spowodowało dreszcze na ciele blondyna. Wyszarpnął się i z przerażeniem stanął naprzeciw mężczyzny, patrząc na niego wielkimi, niebieskimi oczyma. Obiło mu się o uszy, że ten człowiek jest homoseksualny, ale fakt, że się do niego przymierzał ani trochę mu się nie podobał. – No, dobrze. Jak ci na imię?
            - N-nathan – wydukał, odsuwając się krok w tył. – Jestem pana sąsiadem i nie życzę sobie, żeby mnie pan dotykał! – niemal wykrzyczał zaraz potem, gdy rudowłosy wciąż się do niego zbliżał.
            - Sąsiadem? – zdziwił się. Zatrzymał się w miejscu i przyglądając mu się, wsunął ręce do kieszeni szlafroka. – Dobrze. Co więc robisz w moim mieszkaniu?
            - Ja… obudził mnie pan tym hałasem – oznajmił, wskazując oskarżycielsko na dużą wieżę z jeszcze większymi głośnikami. – Nie życzę sobie, żeby o tak wczesnych i późnych porach hałasował pan tym chłamem. Nie mieszka pan na odludziu – oznajmił rozdrażniony, siląc się na odwagę. W rzeczywistości był tak przestraszony, że nawet bał się rozejrzeć. Wpatrywał się prosto w zielone oczy mężczyzny, który w tej chwili mierzył go dokładnie wzrokiem, doprowadzając do tego, że blondyn jeszcze bardziej się zarumienił.
            - A więc wchodzisz do mojego mieszkania bez zaproszenia i urządzasz sobie koncert życzeń. Niestety, ja nie zamierzam brać w nim udziału.
            - W takim razie zgłoszę to na policję – warknął chłopak, na co rudowłosy się roześmiał. – Co pana tak bawi?!
            - Oh, jestem Javier. Mów mi po imieniu – rzucił z rozbawieniem. – Więc to ty tak wytrwale nasyłasz na mnie policję. Dobrze wiedzieć – stwierdził, uśmiechając się pod nosem. – Więc dzwoń, tylko zamknij za sobą drzwi, gdy będziesz wychodził. I powiedz im od razu, żeby przyjechali po dwudziestej drugiej, bo będzie głośno.
            - Niech pan sobie nie żartuje! Ja mam jutro ważny egzamin, muszę się uczyć, a przy tym hałasie się nie da! – oburzył się.
            - Dobrze, już dobrze. – Westchnął mężczyzna. – Postaram się do wieczora być w miarę cicho. A teraz zmiataj, masz jakieś czternaście godzin na naukę – stwierdził, mijając go z lekceważeniem.
            - Ale…
            - Nathan, tak? Słuchaj – przerwał mu tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Nie próbuj się ze mną targować. Nie jestem do tego odpowiednią osobą. Uciekaj… chyba, że jednak chcesz zająć miejsce tego chłopaka, który ma do mnie przyjść – rzucił, puszczając mu oczko.
            Blondyn jedynie się skrzywił, ale nie zamierzając odpowiadać na zaczepkę, zły i nieco roztrzęsiony zawrócił do swojego mieszkanka. Starał się nie myśleć o tym, co przed chwilą zobaczył i usłyszał, bo przewyższało to jego i tak fatalne wyobrażenia o tym człowieku. Sam fakt, że wziął go prawdopodobnie za jakiegoś chłopca do towarzystwa, sprawiał, że przechodziły go dreszcze. Po raz kolejny powtórzył sobie, że wreszcie znajdzie jakieś lepsze mieszkanie i się tam przeprowadzi, co marzyło mu się od dłuższego czasu. Rozglądając się przez chwilę po pustym mieszkaniu, usiadł do biurka, żeby wreszcie za coś się zabrać. Odkąd jego współlokator się wyniósł, zrobiło się tam strasznie cicho, a nie mógł znaleźć nikogo nowego. Wszyscy zbyt dobrze wiedzieli, że bardzo rzadko można się tutaj spokojnie wyspać. Zabierając się za naukę, nie mógł jednak wyrzucić z głowy tego pewnego siebie, lekceważącego go głosu, złośliwego uśmiechu i – o, ironio! – nagich pośladków, które ujrzał jako pierwsze. W końcu poirytowany, odłożył książki na bok. Postanawiając najpierw coś zjeść, obiecał sobie jeszcze, że nigdy więcej nie wejdzie do tego mieszkania i będzie trzymać się z daleka od jego dziwnego właściciela.

            Jednak, jak powszechnie wiadomo, nie wszystkich obietnic się dotrzymuje. Szczególnie, gdy ma się takiego sąsiada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz