Część 4.
Był już wieczór, kiedy zabrał się za
przygotowania. Nigdy jeszcze na dobrą sprawę nie było go tam podczas jednej z
imprez, a przynajmniej nie dłużej niż dwadzieścia minut i nie służbowo. Tym
bardziej stanowczo się denerwował. Włożył na siebie koszulę i eleganckie
spodnie, a na ramiona zarzucił jeszcze kamizelkę. Właściwie był gotowy, jednak
nie miał pojęcia, co zrobić z bronią, którą dał mu Javier. Wyciągnął ją
drżącymi rękoma z torby, powtarzając sobie w myśli, że on chyba oszalał, jeśli
Nathan ma ją mieć ze sobą. Patrzył na nią z niepewną miną, wciąż się wahając.
Nie ma mowy. Nie weźmie jej. Zawinął ją z powrotem w materiał i pospiesznie
schował do barku zamykanego na klucz. On nie był przestępcą. Po prostu pracował
dla człowieka posiadającego nie do końca legalną działalność, ale nic poza tym.
Wsunął do kieszeni telefon, a wychodząc ze swojego mieszkania jeszcze klucze.
Miał nadzieję, że zbyt długo tam nie zabawi, a Javier szybko uzna, że młody nie
jest mu tam potrzeby i odeśle go do domu, a on będzie mógł szybko zapomnieć o
wszystkim, co tam zobaczy.
Drzwi były jak zwykle otwarte, do
środka wchodził jednak dość niepewnie. Nie było słychać nawet cichej muzyki, a
jedynie rozmowy i śmiechy z głównego pomieszczenia. Wszystkie małe pokoje były
pootwierane i siedzieli w nich grupkami młodzi ludzie, grając w coś lub po
prostu paląc papierosy. Uznał, że jeszcze się nie zaczęło, a mimo to wszedł w
głąb mieszkania. Kiedy stanął w drzwiach głównego pomieszczenia około
dziesięciu mężczyzn i dwie kobiety siedziały na fotelach i kanapach,
rozmawiając o czymś z lampkami szampana w dłoniach. Gdzieś na stole leżały
teczki z jakimiś papierami, jeden z mężczyzn przedstawiał jakiś projekt na
dużym plakacie. Na koniec zauważył, że tuż obok niego stoi Javier. Przestraszył
się, bo wcześniej go nie zauważył i podskoczył niemal, ledwie powstrzymując się
od pisku.
- Chcesz mnie zabić? – szepnął do
niego z oburzeniem, na co rudowłosy uśmiechnął się jedynie z rozbawieniem i
pociągnął go za sobą do jednego z pokoi w drugim mieszkaniu. Blondyn już tam
był, wiedział, że to jego prywatny gabinet.
- To spotkanie firmowe. Prezes
prosił o zorganizowanie atmosferycznej zabawy dla nielicznej grupy. Z tego, co
wiem przynajmniej połowa grzecznie podziękuje i wróci do pokojów hotelowych.
Chodziło o dwóch głównych gości spotkania, te dwie kobiety. Podobno lubią takie
klimaty.
- No i świetnie. Ale impreza miała
być spora – mruknął, patrząc wymownie na mężczyznę.
- Bo będzie, każda jest spora na
swój sposób. Na początek chciałem, żebyś zapoznał się z najspokojniejszymi
klientami – oznajmił, wysuwając ze swojego biurka dużą szufladę. Młody śledził
wzrokiem jego dłonie, otwierające metalowe pudełeczko, w którym zwykle
znajdowały się skręty. Po chwili jeden z nich żarzył się już podczas
zaciągania.
- Jak to zapoznał? Przecież
umawialiśmy się…
- Zwyczajnie zmieniłem zdanie –
przerwał mu. – Spokojnie. Szybko się przyzwyczaisz.
Gdy wyszli z powrotem do głównego
pokoju, wszyscy akurat zbierali swoje rzeczy do teczek. Czterech mężczyzn
żegnało się z szefem i dwoma kobietami, reszta najwyraźniej zamierzała zostać.
Jeden z młodych chłopaków, którego Nathan już kilka razy tu widział, zapraszał
wszystkich do zabawy, informując, gdzie można się posilić, gdzie w każdym z
pokoi znajduje się alkohol, po czym włączył muzykę. Blondyn spojrzał pytająco
na swojego szefa, gdy do pokoju weszła około piętnastka młodych ludzi, ubranych
skąpo lub po prostu w obcisłe rzeczy. Uśmiechali się, a on nie mógł tego pojąć.
Robiło mu się słabo na samą myśl. Chwilę później każdy z pozostałych gości
dołączał do młodych i kolejno znikali w małych pokojach.
- To chore – stwierdził, wciąż
wpatrując się w drzwi, za którymi wszyscy kolejno znikali. – Jak sobie pomyślę,
co oni muszą czuć po tych wszystkich…
- Czują przyjemność – przerwał mu
Javier. Chłopak podniósł na niego wzrok, nie próbując nawet kryć swojego
krytycznego nastawienia. – Rzadko się zdarza, żeby narzekali. Rzadko też mają
szansę dostać pracę, która zapewnia przyjemność, darmową wyżerkę, alkohol i
czego tylko sobie zażyczą.
- Nie wierzę, Javier. To naprawdę
chore.
- Proszę bardzo, możesz potem
zapytać któregoś z nich – stwierdził, prowadząc młodego w stronę korytarza.
Doskonale widział jego zniesmaczenie
i bawiło go to w pewien sposób. Nathan prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie
sprawy, że w momencie poczucia zagrożenia, szukał schronienia przy jego boku.
Zawsze wtedy trzymał się bardzo blisko i nie protestował, kiedy rudowłosy
obejmował go jednym ramieniem. Na korytarzu mężczyzna podszedł do jednej ze
ścian i przełącznikiem, o którego istnieniu chłopak nawet nie wiedział, ściszył
głośniki w tym miejscu. Gdy tylko muzyka
przestała huczeć mu w głowie, wokół zaczęły roznosić się odgłosy szelestów,
czyichś słów i westchnień. Javier trzymał go za ramię, żeby nie uciekł do
głównego pokoju, gdzie wciąż było głośno. Chciał mu coś udowodnić, a on
doskonale wiedział, co i coś gniotło go w dołku na samą myśl. Nie trzeba było
długo czekać, po chwili zabrzmiały pierwsze głosy, a potem blondyn zalał się
rumieńcem, gdy wokół brzmiała jakby ścieżka dźwiękowa z jakiegoś filmu
pornograficznego.
- Puść mnie – warknął do mężczyzny,
zaciskając oczy, jakby bał się, że zaraz otworzą się drzwi i będzie musiał to
wszystko oglądać. – Javier, puść mnie, do cholery! – zażądał.
Zaraz potem faktycznie wbiegł do
głównego pokoju. Rudowłosy pogłośnił jedynie na powrót muzykę na korytarzu i
dołączył do niego. Chłopak siedział na kanapie z zażenowaniem wpatrując się w
blat szklanego stołu. Chciał stąd jak najprędzej wyjść. Nie zamierzał tego oglądać,
słuchać, ani zdawać sobie z tego sprawy. Tymczasem jego pracodawca usiadł obok
z pewnym dystansem, obserwując go uważnie. Nie mógł się nadziwić, jak bardzo
niewinny mimo wszystkiego, co widział i wiedział, był ten blondynek. Zawsze
doskonale odczytywał każdą jego sugestię, a potem rumienił się słodko,
odwracając od niego wzrok. Już tyle razy miał chęć złapać go mocno i już nie
puścić, ale nie chciał tego robić w ten sposób. Wystraszyłby go. Musiałby
trzymać go mocno i krótko, a nie o to mu chodziło. Tak, jak wolny ptak
uwięziony w klatce, tak i Nathan nie byłby wtedy równie piękny i szczęśliwy, a
Javierowi na tym właśnie zależało. Na jego uśmiechu i niebieskich, dużych,
błyszczących się oczach, które patrzyły na niego jak żadne inne.
- Aż tak się wstydzisz?
- Przestań, nie zaczynaj od
początku. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego – warknął zły.
- Nath, to nie takie proste. Jesteś
tego nieodłączną częścią – oznajmił mężczyzna, na co chłopak spojrzał na niego
wściekle, jakby chciał powiedzieć, że to wszystko jego wina. Zza ściany
wszystko wydawało się być prostsze. – Masz, uspokoisz się – stwierdził po
chwili, wyciągając w kierunku chłopaka dziwne pudełko z papierosami. Blondyn
spojrzał na niego wzrokiem pod tytułem: przecież ja nie palę, ale Javier zdawał
się nic sobie z tego nie robić. – Ręka mi zdrętwieje, jeśli długo będziesz
kazał mi czekać – powiedział, wyciągając z innej kieszeni zapalniczkę.
Nie, żeby Nathan nigdy nie palił.
Owszem, zdarzało się, głównie na imprezach z ludźmi z roku, którzy po kilku
piwkach częstowali go chętnie, a on równie chętnie korzystał z okazji. Nie
mniej teraz, gdy był trzeźwy, zakrztusił się prawie, gdy tylko próbował się
zaciągnąć. Po kilku pierwszych machach stwierdził, że z tym papierosem jest coś
nie tak. Spojrzał pytająco na Javiera, który jedynie uśmiechał się z
rozbawieniem, zaciągając się z zadowoleniem swoim tym, którego właśnie odpalił.
Blondyn dopiero po chwili, po zapachu zorientował się, co mu nie odpowiadało.
Tytoń wymieszany był z czymś więcej. Rudowłosy od razu przyuważył wymowne
spojrzenie chłopaka, który najwyraźniej postanowił się do niego nie odzywać.
- No, co? – rzucił wreszcie, nie
mogąc ukryć uśmiechu.
- Jesteś dupkiem – odpowiedział mu
zaraz potem Nathan, uśmiechając się szeroko z nieznajomego sobie powodu. Nie
minęła chwila, gdy zaczął się czuć dziwnie. Dopalił papierosa do końca, a potem
oparł się wygodniej na kanapie. Skupienie gdzieś uciekło, był mocno
rozkojarzony. Myślał wtedy o jakichś nieistotnych drobnostkach, o ozdobach
pokoju, które akurat wpadły mu w oko i sporadycznie tylko zwracał uwagę na
swojego szefa, który nie odrywał od niego oczu. Javier już nawet nie pamiętał
swojego pierwszego razu z trawką, ale w jego wypadku wyglądało to całkiem
inaczej. Był wtedy o wiele młodszy od Nathana, a jego koledzy mieli mniej
wyrafinowane sposoby na palenie. Zresztą wtedy chodziło tylko o to, żeby się
zjarać. Z czasem jednak rudowłosy nabrał innych nawyków.
Wszystko przebiegało bardzo
spokojnie, więc mógł zająć się swoim sąsiadem. Już wcześniej zauważył, że młody
nie ma ze sobą przedmiotu, który kazał mu zabrać, ale nie miał mu tego
specjalnie za złe. Nalał im do szklaneczek po trochę whisky i podał chłopakowi,
który bez żadnego protestu przyjął od niego alkohol, komentując z zapałem swoją
własną interpretację jednego z wiszących na ścianie obrazów. A on tylko się
uśmiechał i przytakiwał.
Było koło pierwszej, gdy impreza się
kończyła. Panowie podziękowali za organizację, wszyscy podali sobie ręce i
pożegnali się do następnego razu. Javier zostawił na chwilę chłopaka, który już
zdążył się uspokoić, żeby rozliczyć się od razu z pozostałymi. Miał już do
niego wracać, gdy jeden z młodych złapał go za ramię. Mężczyzna spojrzał na
niego uważnie, przez chwilę sądząc, że może coś mu się stało, ale nic na to nie
wskazywało, szczególnie, że na jego twarzy widniał uśmiech.
- Słucham cię – powiedział, patrząc
na niego uważnie. Chłopak nie puścił jego ręki, tylko podszedł bliżej do
rudowłosego.
- Mogę zostać na noc?
- Jasne, wybierz sobie któryś z
pokoi.
- Nie, nie – zaprzeczył niewysoki
brunet. – Chciałbym zostać z tobą – wyjaśnił, układając sobie dłoń mężczyzny na
policzku. W końcu przesunął ją sobie na usta i ujął jeden z palców w wargi.
Mężczyzna westchnął krótko.
- No, nie wiem… - mruknął, zerkając
na blondynka, który jednak w tej chwili obserwował ich uważnie z kanapy.
Nathan od pierwszej chwili patrzył
uważnie na tego chłopaka. Okazał się to ten sam, który wcześniej mówił do
gości. Byli właściwie jednego wzrostu, ale tym razem jak nigdy wydał mu się
wyjątkowo atrakcyjny. Koszulka przyjemnie opinała jego ciało, zupełnie jak
ciemne rurki, które miał na sobie. Miał duże brązowe oczy, w których z daleka
nawet było widać lekki błysk. Był przystojny i blondyn nie rozumiał, co taki
chłopak może robić w takim miejscu. Jednak, gdy Javier spojrzał na niego,
Nathan zwilżył automatycznie wargi.
- Nie… nie przeszkadzajcie sobie –
powiedział na tyle głośno, że obaj go usłyszeli.
- Will, ale naprawdę nie mam dziś
chęci na nic więcej – stwierdził znacząco rudowłosy.
- Nic nie szkodzi – odparł
niewzruszony. – Mogę? – zapytał przy okazji, wskazując na paczkę z fajkami,
którymi mężczyzna częstował wcześniej Nathana. Kiwnął jedynie twierdząco głową
i wrócił na kanapę.
Normalnie Nathan czułby się
zażenowany tą sytuacją, ale teraz czuł głównie ekscytację. Kiedy przyglądał się
temu chłopakowi, odnosił wrażenie, że Javier jest dla niego kimś więcej niż
szefem. Patrzył na niego w wyjątkowy sposób. Połykał ich wzrokiem, gdy brunet
odpalił papierosa, wdychając dym, po czym wypuszczając go, usiadł okrakiem na
kolanach mężczyzny. Siedzieli tak niedaleko niego. Włożył mężczyźnie rurkę
między wargi, a sam rozpinał guzik po guziku jego koszulę. Na ten widok
blondynowi przypomniało się, jak na samym początku zobaczył Javiera nagiego.
Tymczasem chłopak, do którego szef zwracał się „Will”, przysunął się do niego
blisko i objął jego kark, zabierając papierosa i samemu się nim zaciągając. Całował
go po szyi i torsie, a potem mocno w usta, a Nathan mógł jedynie patrzeć na to
szeroko otwartymi oczyma z poczuciem zazdrości. Policzki go piekły. Nie
spodziewał się, że kiedykolwiek będzie patrzył na coś takiego spokojnie.
Odchrząknął cicho, chcąc ogarnąć rozbiegające się myśli. W ten sposób jednak zwrócił
jedynie uwagę pozostałej dwójki, która spojrzała na niego pytająco. Rudowłosy
się nie odzywał, ale ten drugi zdawał się być zadowolony. Zmierzył młodego
wzrokiem i uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- Też byś tak chciał? – zapytał go
wprost, przez co chłopak wybałuszył na niego oczy, zastanawiając się, czy
przypadkiem nie powiedział nic głośno.
- Ja? Nie, ja nie jestem…
- Javier, nie obrazisz się? - Will
spojrzał na mężczyznę, który pokręcił przecząco głową. Zszedł więc z jego kolan
i usiadł na kanapie tuż przy blondynie, któremu z tego wszystkiego serce
waliło, jak szalone. – Nie bój się i zamknij oczy –polecił mu, po czym zaśmiał
się krótko.
Nie był pewien, czy tego chce. W
końcu to był chłopak, on też był chłopakiem, a obok siedział rudowłosy, któremu
już od pierwszego spotkania musiał tłumaczyć, że nie jest gejem, ale było mu
tak gorąco, gdy na nich patrzył, że nie mógł się powstrzymać. Przymknął więc
oczy, czekając na to, co się stanie.
Poczuł najpierw delikatne opuszki
palców, które rozpinają pierwsze dwa guziki jego koszuli, a potem przesuwają
się przez fragment jego torsu, obojczyk, szyję i wślizgują się tuż za ucho.
Zadrżał lekko, a potem poczuł muśnięcie kciuka na policzku. Palce bruneta
wsunęły się w jego włosy, a gdzieś tuż przy uchu, a potem na policzku poczuł
jego wargi, które na koniec zaczęły całować usta Nathana. Powoli, dokładnie,
doprowadzając do tego, że chłopak rozpływał się pod ich dotykiem. Blondyn
sięgnął nieśmiało ręką do Willa, żeby go lekko objąć, stanowczo mu się to
podobało. Ba! Był wniebowzięty, ale nie zdążył tego zrobić, bo ktoś mocno
złapał go za nadgarstek.
- Dość – zza pleców bruneta
zagrzmiał ich szef. Był nieco czerwony na twarzy, a Will niemal podskoczył
zaskoczony, patrząc na niego z przestrachem. – Wybierz sobie jakiś pokój i idź
spać – nakazał mu, kiedy blondyn patrzył na nich obu zamglonym wzrokiem.
- Ale… czemu? Przecież…
- Po prostu już idź – powiedział
stanowczo, a on grzecznie podniósł się z kanapy, poprawił i zabierając ze sobą
wciąż żarzący się papieros, pomaszerował na korytarz z niezadowoleniem
wymalowanym na twarzy. Nathan patrzył w jego kierunku, co jeszcze bardziej
rozzłościło Javiera. – Ty też powinieneś się już położyć. Idź już do siebie –
nakazał mu.
Trochę to potrwało, zanim blondyn
dotarł do swojego mieszkania. Był otumaniony paleniem i alkoholem, którym
częstował go wcześniej mężczyzna. Na dodatek pieszczota, którą podarował mu ten
brunet całkiem go rozbiła. Musiał najpierw dojść do siebie, żeby odprowadzony
na wszelki wypadek przez Javiera wejść do swojego łóżka.
Rudowłosy był zły. Wręcz wściekły.
Nie sądził, że coś potrafi go tak wyprowadzić z równowagi, a najgorsze było to,
że sam do tego doprowadził. Chciał przecież tylko, żeby Nathan trochę się
wyluzował. Nie spodziewał się, że pod wpływem jego ulubionej używki stanie się
taki uległy. Zgodził się na propozycję Willa tylko dlatego, że był pewien, że
młody go odepchnie. To nie brunet, a on sam powinien mu to wtedy zaproponować.
To on powinien móc dotykać jego delikatnego ciała, cudownej szyi, policzków i
tych ust. Boże! Ściskało go od wewnątrz, gdy na nich patrzył. Nie mógł tego
zdzierżyć, nie mógł pozwolić, żeby Nathana dotykał ktoś prócz niego samego.
Chciał go mieć dla siebie, nie mogło być mowy, żeby blondyn chciał kogoś
innego. Zabiłby, żeby tylko pozbyć się konkurencji. Całkowicie wyprowadzony z
równowagi zgasił światła we wszystkich pomieszczeniach i zamknął się w swoim
gabinecie, obiecując sobie, że więcej nie pozwoli sobie na taką gafę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz